Alicja Podkalicka przyjrzała się wydanej przez nas powieści Dawida Kaina, czyli Kotku, jestem w ogniu. Co wyszło z tej obserwacji? Przekonajcie się sami.

Sądziłam, że nie spodoba mi się taka wizja, ćpuńskie klimaty są zdecydowanie nie dla mnie, gdy jednak z czasem zastanawiałam się coraz poważniej, co to właściwie jest, co czytam, i jak do tego podejść, wiedziałam już że co jak co, ale obojętności wobec tego tekstu nie da się zachować. Pewne jego fragmenty bawiły po prostu, niektóre śmieszyły mimo wrażenia, że śmieszyć chyba nie powinny, a ostatecznie całość wywoływała dzikie wrażenie, że musi chyba i ze mną być coś nie tak, że mi się to wszystko… podoba. To dzieło bardzo, bardzo specyficzne, nie każdemu zasmakuje, wiele osób stwierdzi zapewne, że to zbyt ciężkie i przekombinowane dla nich, za to osoby, które żyją niemal książkami mogą z zaskoczeniem zauważyć, że czytając „Kotku, jestem w ogniu” znalazły się nagle… u siebie. Bierzcie i czytajcie to wszyscy.

Całą recenzję znaleźć można zaś tutaj.