Nóż, fragment
Rafał Cuprjak
Data premiery: jesień 2015
Pierwsze dni były trudne. Natalia sprawiała wrażenie zagubionej. Nie była w stanie zaakceptować tego, co się wydarzyło. W ogóle nie wierzyła w niektóre historie, innych nie rozumiała, nie zgadzała się na nic, nic do niej nie docierało, dużo płakała, nie miała ochoty ze mną rozmawiać. Ja rzuciłem się w wir pracy, a właściwie w mechanizm odchodzenia z niej. W procedury, wnioski, okres wypowiedzenia, obiegówkę, zwrot samochodu, komputera, komórki, pożegnania, argumenty, ciągłe tłumaczenia, pytania, powody, bo sytuacja rodzinna, bo problemy prywatne, nie zdradzisz tajemnicy? Bądź w kontakcie, zawsze masz u nas miejsce, gratulacje dla następcy, przekazywanie obowiązków, moje sposoby, moje skróty, zostawię prywatny numer, szkoda, twój wybór, powodzenia. Ciepłe zdania, ale tylko na chwilę, bo zaraz uciekają na swoje stanowiska, odbierają telefony, wklepują w klawiaturę, uściski rąk, trzymajcie się, cześć. Nareszcie cześć.
Przyjechałem taksówką. Mój rzekomo luksusowy apartament wydał mi się niegościnny, wręcz nieprzyjemny. Pewnie dlatego, że niedługo go zwracam. I znowu papiery, i znowu podpisy, parafki. Rzeczy, których nie mogłem wziąć ze sobą, zastawiłem u znajomego w komisie. Przyjechał małą ciężarówką, wpadł z ekipą, wynieśli telewizor, pralkę, DVD, kino domowe i kilka innych gadżetów. Mój już były dom odstraszał pustą, chłodną przestrzenią. Opuściłem go bez żadnych emocji. Później kolejny etap: przeprowadzka do Natalii. Niby duże słowo: przeprowadzka. Tak naprawdę spakowałem się w górski plecak i dwie walizki.
Otworzyła mi drzwi, zdjąłem buty w przedpokoju. Trochę tu zimno. Póki co nie czuję się zbyt mile widziany. Szuka mnie wzrokiem, szuka zaczepki. Zająłem mały pokój. Ten jej kot mnie nie lubi, ale może w końcu przywyknie. Zabrałem wyłącznie to, co najważniejsze, parę ciuchów, drobiazgów, kosmetyki, szczoteczkę do zębów i takie tam. Nie chciałem jej drażnić. Zapragnąłem stać się przezroczysty. Powiedziała, że to chyba nie jest zbyt dobry pomysł, żebym tu mieszkał, że to nie jest normalne. Ale ja wiem, co dla niej lepsze i za wszelką cenę muszę być przy niej, muszę się nią zaopiekować. Przy tym powinienem być bardzo ostrożny. Łatwo ją teraz zniechęcić. Dopiero czas nam pomoże. Rozwieje obawy.
Na razie staram się nie wchodzić jej w drogę. Dużo spaceruję, zwiedzam miasto jesienią, w niektórych miejscach pędzące, w innych stojące bez ruchu. Często siadam na ławce w centrum i oglądam ludzi. Obserwuję, jak ciągle się przemieszczają, jak wędrują, jeżdżą samochodami, rowerami, autobusami. Nie dostrzegają jeden drugiego, odseparowani, hermetyczni, nie interesuje ich otaczający świat. Przyzwyczaili się do niego i są przeświadczeni, że będzie taki zawsze. Nie zauważają mnie na ławce. Ani mnie, ani trawy, drzew czy ptaków. Ja je zauważam.
Zmarzłem na kość, więc wracam do domu, do Natalii. Gdy jej nie ma, gdy gdzieś wychodzi na moment, rozkoszuję się NOŻEM, chociaż nie pytam go o nic, nie radzę się. Wierzę, że potoczy się samo, że będzie dla mnie niespodzianką. Wolę nie znać odpowiedzi. Tak jest uczciwie. Wolę sam to odkryć, sam zasmakować po raz pierwszy.
Mijają dni, a ja wciąż łapię się na tym, że ją obserwuję. Mógłbym nawet przyznać, że ją podglądam. Widzę jak zmienia się jej ciało, jak z dnia na dzień pięknieje, jak zaokrąglają jej się biodra, rosną piersi i brzuszek, jak łagodnieje twarz, miękną rysy. Słyszę ją, nucącą jakieś piosenki. Kilka tygodni wystarczyło, żeby zmięknąć, nabrać subtelności. Nie pamiętam jej takiej wesołej. Właśnie taką odprowadzam ją do lekarza, na badania. Powiedział, że to syn. Wiedzieliśmy od samego początku, ale i tak nas to ucieszyło. Będzie duży i zdrowy, dodał. Nie ma się czym przejmować.
– Przyglądasz mi się – stwierdziła kiedyś.
Zamyśliłem się i w porę nie odwróciłem wzroku. Swoim jąkaniem, niezdarnymi tłumaczeniami rozbawiłem ją jeszcze bardziej.
– Kłamiesz. Rozgryzłam cię, Antoni. Naprawdę podobam ci się taka?
– Nie! To znaczy tak! Wyglądasz świetnie! Ciąża ci służy.
Roześmiała się głośno. Gdybyś tylko zdawała sobie sprawę, jaka jesteś śliczna. Nie odezwałem się, bo już dawno nie była dla mnie taka miła, nie chciałem tego zburzyć, chciałem żeby trwało. Podeszła do mnie, złapała z tyłu, za kark i mocno przytuliła. Moja głowa idealnie dopasowała się do jej szyi. Chichotała dalej, a ja napawałem się tym, świętowałem.
– Mój kochany braciszek – mówiła.
Zbliżaliśmy się do siebie, tydzień po tygodniu coraz bardziej. Rozmawialiśmy, poznawaliśmy się nawzajem. Ona pytała, ja odpowiadałem. Rozpogodziła się. Tymczasem, właściwie nie wiadomo kiedy, przyszła zima. Zaczął prószyć śnieg, na dworze zrobiło się mroźno i biało. Pomagałem jej się ubierać, a później chodziliśmy na miasto, splecione ręce, jak zakochani, nie jak rodzeństwo. Lepiliśmy bałwana, rzucaliśmy się śnieżkami, spacerowaliśmy, dopóki nie brakło sił. Wracaliśmy szczęśliwi, ale dosłownie padnięci. Zawsze wtedy Natalia brała ciepłą kąpiel. Ona leżała w wannie, ja pichciłem coś w kuchni. Drzwi do łazienki były ciągle otwarte, żebyśmy mogli swobodnie gadać. Dzisiaj wymyśliła masaż pleców, protestowałem, bo nie wypada, bo jestem zajęty.
– No chodź, nie wstydź się siostry. Przecież już nie raz widziałeś mnie nago. To nic takiego.
Wszedłem powoli, jak biedny chłopiec do sklepu ze słodyczami, małymi kroczkami. Leżała przykryta górą piany. Z jednej strony ulizane włosy, rozmazany makijaż, piękny, nieschodzący z twarzy uśmiech. Z drugiej czarujące małe stópki, z paznokciami pomalowanymi na różowo, z drobnymi palcami ruszającymi się w górę i w dół. Na środku zarys brzucha, zarys cudownego domu, z naszym synkiem wewnątrz. Wysunęła ręce z wody i przeciągając się uniosła je wysoko. Potem ochlapała mnie figlarnie.
– Antoni, błagam. Ulżyj mym cierpieniom.
Uległem. Trochę drżały mi ręce, ale chyba tego nie zauważyła. Patrzyłem, jak relaksuje się pod wpływem mojego dotyku, takie to przyjemne, niemal erotyczne. W tle muzyka, wszystko błogie i ułożone.
– Tak jest dobrze – powiedziałem po cichu do siebie.
Od tego czasu często odwiedzałem ją w kąpieli, a ona odwiedzała mnie. To były niesamowite chwile, bardzo intymne. Mało mówiliśmy, po prostu raczyliśmy się sobą. Sama wzajemna obecność sprawiała nam wielką radochę.
Postanowiłem zrobić jej prezent i kupiłem choinkę. Wybrałem żywą jodłę, spodobała mi się, bo była krzywa. Różniła się od innych i nikt jej nie chciał. Była podobna do nas, do mnie i do Natalii. Dlatego zdecydowałem się właśnie na nią. To miały być pierwsze wspólne święta odkąd byliśmy dziećmi, od śmierci mamy. Choinka zajęła miejsce w salonie przy oknie. Była ogromna, sięgała do samego sufitu. Ustrajając ją, cofnęliśmy się do tamtych lat, do tamtych spokojnych, szczęśliwych lat.
W noc przed Wigilią usłyszałem, jak Natalia płacze. Podszedłem do niej.
– Co ci jest?
– Połóż się ze mną, proszę.
Wskoczyłem pod kołdrę. Przytuliła się, a ja objąłem ją mocno i ścisnąłem ramieniem, starając się być jak najbliżej. Powoli przestawała łkać, jej oddech stopniowo się uspokajał. Zasnęła. Krótko po niej ja też zasnąłem. Ocknąłem się już w trakcie. Nie wiem jak do tego doszło, nie wiem jak to się zaczęło, ale kochałem się z nią. Tak, kochałem się z Natalią! Z moją siostrą! Sam nie mogłem w to uwierzyć. Leżałem na boku, przede mną jej plecy, jej włosy na mojej twarzy. Byliśmy nadzy i nie potrafiłem tego wytłumaczyć. Sytuacja całkowicie irracjonalna. Ale nie teraz. Nie interesuje cię to teraz. Nie myśl o skutkach. Skoncentrowałem się na byciu z nią, w tej chwili, w tym łóżku, w tym mikrosystemie. Spokojne ruchy, spocona, śliska rozkosz, wilgotne powietrze. Nie odezwała się ani słowem, nawet na moment się nie odwróciła. Mówiła do mnie dotykiem i ruchem, a ja jej odpowiadałem tym samym. Słuchałem jej. Pozwoliła się dogonić i krzyknęliśmy razem. Później znów zasnęliśmy, w tej samej pozycji, spokojnym, wyczerpanym snem.