Na blogu Czworgiem Oczu znaleźć można recenzję Kotku, jestem w ogniu. Jak autorka odebrała powieść o sennych marzeniach wydawców książek?
Ta historia to także swego rodzaju ukłon w stronę czytelników – cóż lepszego można dla nich zrobić niż uczynić książkę głównym bohaterem, wynieść ją na piedestał właściwy największej ludzkiej namiętności? Warto jednak dodać, że jest to również tekst dziwny, prosty i brutalny. W założeniu, podczas tworzenia, książka miała należeć do gatunku bizarro, który jest skrajną i naprawdę dziwaczną mieszanką. Ostatecznie jednak redakcja przyniosła pewne poprawki, które (moim zdaniem) wyszły książce na dobre. Zamiast tekstu szalonego dostaliśmy przemyślany, a efekt przerósł moje oczekiwania. Wierzcie mi, na początku bałam się do tej książki sięgnąć, tymczasem teraz najbardziej żałuję, że zwlekałam z tym tak długo.