Paradoks marionetki - Sprawa Marionetkarza - Anna Karnicka

Anna Karnicka

Rocznik ’89. Fizycznie spod Łodzi, duszą i sercem z Krakowa. Studiowała na Uniwersytecie Łódzkim. Tłumacz języka angielskiego. Pasjonatka literatury, szczególnie fantastyki, a zwłaszcza Tolkiena oraz powieści dla młodzieży. Lubi się bać. Fascynuje się miejskimi legendami i strasznymi opowieściami krążącymi po Internecie. Uwielbia podróżować, a w szczególności jeździć pociągiem. Zbiera klucze.

Paradoks Marionetki: Sprawa Marionetkarza – Anna Karnicka

Canelle wróciła z podróży po Drugiej Stronie, powroty jednak nigdy nie są łatwe. Teraz musi przekazać wszystko, czego dowiedziała się w trakcie swojego śledztwa i odwieść Martina od popełnienia ogromnego błędu.

Jak jednak zatrzymać machinę, która została już wprawiona w ruch? Jak dotrzymać słowa, kiedy w mieście wciąż czają się spiskowcy, a Kolegium usiłuje przemocą utrzymać dominującą pozycję? Jak patrzeć w przyszłość z nadzieją, kiedy Król Demonów czeka tylko na sygnał do ataku? I co właściwie ukrywa Kobold?

Siadajcie i czytajcie. Historia chce być opowiedziana do końca…

Ci, którzy pokochali Harry’ego Pottera, znajdą w „Paradoksie marionetki” coś dla siebie: świat pełen malowniczych zakątków i tajemnic oraz wyrazistych i ciekawych młodych bohaterów. Napotkamy tu magiczne przejścia do innych światów, nastrojowe puby i herbaciarnie, a także uczelnię, która stwarza zagrożenie dla zdrowia i życia studentów. A wszystko to osnute atmosferą Pragi, zanurzone w legendach i wspaniale wykorzystanych aluzjach do tekstów kultury popularnej. Prawdziwa czytelnicza przyjemność!

Marta Kładź-Kocot, autorka powieści Noc kota, dzień sowy

PAKIET KSIĄŻKA I EBOOK ZA 20,99 ZŁ

Informacja o książce

Seria: Paradoks marionetki, tom 3

Rok I wydania: 2019
Format: 12.5×19.5 cm
Okładka miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 300

książka: ISBN 978-83-7995-280-9
ePub: ISBN 978-83-7995-281-6
mobi: ISBN 978-83-7995-282-3
audiobook online: ISBN
978-83-7995-442-1

Ceny sugerowane:
książka: 34,99 zł
ePub: 29,99 zł
mobi: 29,99 zł
audiobook online: 34,99 zł

Fragment

1.   Teatrzyk cieni
 

– Jedna ofiara morderstwa, jeden poległy w walce, jeden zbieg i dwie osoby na wagarach – wyliczył Podróżny, spoglądając na swoich uczniów. Pięcioro adeptów manipulacji wbiło wzrok w podłogę. – Nie wspominając o moim szpiegu, którego zdemaskowaliście. Muszę przyznać, że dołożyliście wszelkich starań, by w tak krótkim czasie zmniejszyć stan liczebny o połowę. To swego rodzaju rekord.

Martin podniósł wzrok na pozostałych. Freddie siedziała blada i milcząca. Od dnia egzekucji Mistrza Dietera nie odezwała się do nikogo ani słowem. Kobold siedział obok, co jakiś czas wyciągając rękę, by objąć dziewczynę ramieniem. Za każdym razem odsuwała się z cichym syknięciem. Ana i Jo również się do siebie nie odzywały. Siedziały rozdzielone krzesłem zajmowanym dotąd przez zbiegłego Victora. Na miejscach Neda i Augustusa zasiadały marionetki należące do zmarłych adeptów, natomiast krzesła Waltera i Nel stały puste. Przynajmniej oni wrócą. Martin był tego pewien. Muszą wrócić.

– Cóż, moi drodzy, są tego dobre strony – powiedział Podróżny, zakasując rękawy.

Kobold zmierzył go chmurnym spojrzeniem.

– Jakie?

– Z której strony by nie patrzeć, jest was tyle, ile powinno być w połowie drugiego roku. Co oznacza, że nie możemy sobie pozwolić na stratę nikogo więcej. Nie musicie się martwić egzaminami.

Dłoń Jo natychmiast wystrzeliła w górę. Martin wzniósł oczy ku niebu. Naprawdę z pięcioma osobami w klasie wciąż czujesz potrzebę podnosić rękę do góry, by zabrać głos?

– Co, jeśli Walt i Nel wrócą? – spytała dziewczyna, gdy zielone oczy wykładowcy zwróciły się w jej stronę.

– Nawet z nimi będzie was zbyt mało, żeby podejść do przewidzianego na koniec pierwszego roku egzaminu. – Uczniowie odetchnęli z ulgą. Przerwa od przymusowego zabijania się nawzajem nieznacznie podniosła ich na duchu. – Poza tym, prawdę mówiąc, nie sądzę, żeby ktokolwiek miał na to czas – dokończył Podróżny. – Uczciwie przyznaję, że nie mam pojęcia, czy starsze roczniki będą miały egzaminy i czy w tym roku zostanie wyłoniony kolejny Mistrz Marionetek. Są pilniejsze sprawy.

Adepci wymienili niepewne spojrzenia. Chyba do wszystkich w Kolegium zaczynało to powoli docierać. Istniały ważniejsze sprawy niż sadystyczne gierki dyrektor Eriki Ekhart i pozbywanie się kolegów z roku. Praski zegar, Orloj, wciąż stał nieruchomy, nie odnaleziono też uprowadzonego przez zdrajców Ślepego Zegarmistrza. Bez ochrony, jaką dawał zegar, miasto było bezbronne wobec wkraczających do niego wiedźm, wampirów, golemów, demonów i innych Istot z Cienia. Obrzeża przestały być bezpieczne. Król Demonów już raz próbował opętać jednego z adeptów i odzyskać utraconą władzę, nikt nie wątpił, że spróbuje ponownie.

– W tym semestrze nie będziecie już mieli wykładów – zapowiedział Podróżny, opierając się plecami o jeden ze stołów warsztatowych. – Ani zajęć muzycznych. Erika Ekhart doszła do wniosku, a wszyscy przyznają jej rację, że należy przygotować was na… – Podróżny zawiesił głos. – Na to, co może nastąpić. Musicie nauczyć się wykorzystywać wasze zdolności w walce.

– A co z warsztatem? – spytała Jo, znów podnosząc rękę. Widać ten odruch był w niej głęboko zakorzeniony. – Nauczy nas pan, jak wykorzystywać nasze marionetki do walki?

– Jeśli chodzi o moje zajęcia, to niestety musimy realizować przewidziany program. To bardzo ważne, żebyście opanowali podstawy współpracy z marionetkami zanim przejdziemy dalej. Jednakże – uśmiechnął się drapieżnie – osobiście mam w zanadrzu kilka sztuczek, którymi chętnie się z wami podzielę. Zdołałem wymóc na Erice Ekhart dodatkową godzinę warsztatu. Dzięki temu będziemy mogli poświęcić połowę spędzonego wspólnie czasu na realizowanie programu, a połowę na tematy, które wy uważacie za potrzebne. Co wy na to?

Nikt nie wyraził sprzeciwu. To był dobry układ.

– Skoro wszystko już ustaliliśmy, przejdźmy może do zajęć. Bądźcie tak dobrzy, by zająć miejsca na widowni. – Wskazał im przestrzeń przed podwyższeniem stanowiącym roboczą scenę. – Zaprezentuję wam teraz temat na najbliższy miesiąc…

Posłusznie przesunęli krzesła pod scenę. Wykładowca ukłonił się lekko. W rękach trzymał prostą, pozbawioną stroju i twarzy marionetkę. Miała na imię Nieznajomy i została przez niego stworzona na początku roku szkolnego, tylko i wyłącznie w celach instruktażowych.

– Nie patrzcie na marionetkę – polecił Podróżny, wprawiając lalkę w ruch. – Patrzcie na ścianę.

Martin z początku widział tylko cień Nieznajomego: klęczącego z opuszczoną głową, przegranego, pokornego. Tak bardzo ludzkiego. Stopniowo jednak, gdy cień się poruszył, Martin dostrzegł także zarysy tła. Pojawiły się inne postaci atakujące marionetkę. Zadające jej coraz częstsze i coraz bardziej zajadłe ciosy. Freddie jęknęła cicho i dopiero wtedy Martin uświadomił sobie, co ogląda. Egzekucja Mistrza Dietera. Kolejny okrutny pomysł Eriki Ekhart, według którego zdrajca Kolegium odpowiedzialny za plan porwania Ślepego Zegarmistrza został zmuszony do nierównej walki z grupą uzbrojonych w miecze adeptów. Freddie odegrała w tym przedstawieniu główną rolę. Najwyraźniej zdaniem Eriki też zasługiwała na karę. Siedziała teraz, patrząc, jak Podróżny za pomocą cieni z bolesną dokładnością odtwarza moment egzekucji. Kobold położył jej dłoń na ramieniu, ale obrzuciła go tak nienawistnym spojrzeniem, że momentalnie się wycofał. Nieznajomy dalej tańczył swój śmiertelny taniec, poruszany zwinną dłonią Mortimera. Freddie zaczęła się trząść.

– Niech pan przestanie! – krzyknęła Ana, zrywając się z krzesła. – Proszę przestać, natychmiast!

Nieznajomy zawisnął bezwładnie na sznurkach. Pozostałe cienie na ścianie rozproszyły się bez śladu.

– Teatr cieni – powiedział Mortimer. – Połączenie lalkarstwa i iluzji. Szlachetna, ale bardzo trudna sztuka, wymagająca dużo skupienia. Bliźniaczki – zwrócił się do Any i Jo. Adeptki zerknęły na siebie z niechęcią. Nie były spokrewnione i już dawno przestały być nierozłączne. – Czy któraś z was wie, jak to działa, przynajmniej w teorii?

Jo już podnosiła rękę, jednak to Ana odezwała się pierwsza:

– Chodzi o to, żeby poruszać marionetką i jednocześnie wyobrażać sobie w głowie całą scenę. Kierujemy nią tak, jak chcemy, by się poruszała, w głowie mamy jej otoczenie, wszystko, co się dzieje dookoła niej. Jeśli jesteśmy odpowiednio skoncentrowani, to wszystko… wszystko, co sobie wyobrażamy, będzie widoczne na ścianie.

– Dokładnie tak – potwierdził Podróżny. Ciągle mówił tym cichym, pełnym zadumy głosem. – Dla nas teatr cieni będzie jedynie narzędziem… Narzędziem do tego, by posiąść inną umiejętność. Dzisiaj przećwiczymy tworzenie cieni. Oczekuję, że pod koniec zajęć każde z was skonstruuje przynajmniej najprostszą scenę z jedną dodatkową postacią. Kiedy już opanujecie tę sztukę, kolejno wejdziecie na podest i zaprezentujecie, co zdołaliście przygotować. Celem jest wzbudzenie w widowni emocji. Emocji tak silnych, by ktoś wstał i poprosił o przerwanie przedstawienia, tak, jak zrobiła to dzisiaj Ana. Nie interesuje mnie, jaką strategię przyjmiecie. Osoba, której się to uda, zyska mój podziw i szacunek. No już – klasnął w ręce – bierzcie się do pracy!

Każdy znalazł sobie kawałek ściany, na który marionetka mogła rzucać cień. Martin zamknął oczy. Z początku nie myślał o niczym konkretnym, nie zastanawiał się nad tym, co mogłoby wzruszyć pozostałych. Chciał po prostu – zgodnie z instrukcjami Podróżnego – opanować sztukę przywoływania cieni i tworzenia z nich obrazów. A później w jego głowie pojawiła się Canelle.

Wciąż miał przed oczami moment, gdy pojawiła się na korytarzu. Dochodził właśnie do siebie po konfrontacji z dyrektorką, gdy dobiegł go znajomy głos i jego oczom ukazała się kluczniczka. Przestraszona, zdenerwowana i zdesperowana. Drżąca w jego ramionach. Poruszał palcami bez większego zastanowienia, na pamięć. Marionetka słuchała go chętnie, bez żadnych oporów. Idealnie się uzupełniali. Za pomocą Daimona usiłował odtworzyć swoje własne gesty i uczucia. Od czasu do czasu otwierał oczy i zerkał na ścianę, żeby zobaczyć, jak mu idzie. Widział cień Daimona, obok którego pojawiły się inne, były jednak niewyraźne, niepewne. Przypominały niedokończony obraz.

– Musisz się bardziej skoncentrować – poinstruował Podróżny, przechodząc obok niego. Skinął jednak głową z aprobatą.

Martin przesunął wzrokiem po warsztacie. Cienie Kobolda przypominały chaotyczne, nakreślone grubą kreską rysunki kilkuletniego dziecka. Ana nie zdołała jeszcze przywołać żadnych, jej marionetka była samotna. Freddie, co prawda, przywołała cienie – stanowiące niemal dokładna kopię sceny Mortimera – ale jej marionetka, Alecto, pozostawała nieruchoma. Freddie nie była w stanie zmusić jej do posłuszeństwa, mimo że szarpała za sznurki. Ubrana w pasiasty sweter lalka nie chciała nawet drgnąć. Najbliżej sukcesu była Jo, której marionetka poruszała się płynnie, a tło przywodziło na myśl projekt pokoju stworzony przez znudzonego swoją pracą dekoratora wnętrz. Nie było jednak widać żadnych cieni przypominających ludzi.

Wszystko to nieco wybiło Martina z równowagi – na jeden moment obrazy na ścianie rozwiały się i Daimon został sam. Adept zamknął oczy, ponownie koncentrując się na wspomnieniu.

Canelle… Zakrwawiony bandaż na jej twarzy, oko pełne wściekłych, złocistych błysków. Zamienili kilka słów, zanim Petra ją gdzieś zabrała. Zrobiła to szybko, tak aby nie mógł tego zauważyć nikt z Rady Kolegium. Nie widział jej od tamtej chwili, chociaż minęły już dwa tygodnie. Nie miał pojęcia, co się z nią dzieje. Nie miał pojęcia, czy żyje. Dlaczego miała ten bandaż? Została ranna? Co z jej wzrokiem?

Pod koniec zajęć tylko on i Jo zdołali zdobyć kontrolę nad cieniami.

– Pozostali będą musieli poćwiczyć w wolnym czasie – zapowiedział Podróżny. – Na następnych zajęciach zajmiemy się czym innym, ale już za tydzień wylosujemy dwóch szczęśliwców, którzy zaprezentują się przed nami na scenie. Jeśli ktoś chciałby ze mną o czymś porozmawiać – przesunął wzrokiem po swoich uczniach i nieznacznie skinął Martinowi głową – wiecie, gdzie jest mój gabinet. Drzwi będą otwarte.

Martin drgnął. To było zaproszenie. Znak, na który czekał. Podróżny miał wieści o Canelle!

Nie tracił czasu. Pobiegł tylko na chwilę do swojego pokoju, by odnieść Daimona, spławił Kobolda, który próbował go zagadywać na temat nowego planu zajęć, i szybko poszedł na drugie piętro. Zapukał do drzwi opatrzonych tabliczką „M. Burton”.

Otworzyła mu Lotta. Jak zwykle ubrana była w czarną sukienkę z kołnierzykiem. Uśmiechnęła się lekko na widok gościa i w milczeniu wpuściła go do środka.

Nigdy nie była zbyt rozmowna, nawet wtedy, kiedy jeszcze udawała koleżankę z roku, ukrywając swoją prawdziwą tożsamość szpiega. Wiedzieli o niej tylko, że jest jedną z ożywionych miejskich legend, seryjną morderczynią z piosenki Nicka Cave’a, w którą ludzie uwierzyli na tyle, że przynajmniej na Obrzeżach mogła przyjąć materialną formę.

– Ach, Martin – dobiegł go głos zza pleców dziewczyny. – Już jesteś. Czekaliśmy na ciebie.

Czekaliśmy. My czekaliśmy. Więc może Canelle też tutaj jest? Dlaczego wcześniej na to nie wpadł? Gabinet Mortimera nie znajdował się przecież w Klementinum – dzięki swoim wpływom wykładowca dostał pozwolenie na otworzenie bezpośredniego przejścia między uczelnią i swoim londyńskim biurem. Twierdził, że lubi komfort “pracy z domu”. Może Canelle tu jest, może wyjaśni, co miała na myśli, mówiąc, że nie wolno mu zabić Eriki Ekhart.

Ku jego rozczarowaniu towarzyszem Podróżnego był jednak doktor Barker. Siedział w fotelu i wyglądał przez jedno z ośmiu okien, podziwiając zachód słońca nad Tamizą. Obok niego stała szklanka do połowy wypełniona bursztynowym trunkiem.

– Dzień dobry – przywitał się Martin i zajął wskazane mu miejsce. Rozejrzał się niepewnie. – Canelle…

– Chyba nie sądziłeś, że ukryliśmy ją tutaj – uśmiechnął się Podróżny, lekko kręcąc głową. Wydmuchał z ust smużkę dymu ze swojej fajki wodnej. – Nie uważasz, że to wciąż trochę za blisko Kolegium?

– Ale…

– Owszem, nie jesteśmy w Klementinum i nikt nie może nas podsłuchać, dlatego też zaprosiłem cię tutaj, by wreszcie porozmawiać spokojnie i otwarcie, jednakże… Wiedza, którą zdobyła Canelle jest zbyt cenna, a dostęp tutaj zbyt łatwy. Przebywa w innym miejscu – powiedział, bawiąc się leżącym przed nim małym, zardzewiałym kluczem. – Bezpiecznym miejscu. Pod opieką naszej nieocenionej Petry Althan.

Martin odetchnął z ulgą.

– Gdzie?

Mężczyźni wymienili porozumiewawcze spojrzenia.

– Jak ona się czuje? Powiedziała wam coś?

– Nie chciała nam nic zdradzić – odparł Podróżny, zręcznie unikając pierwszego pytania. Wydawał się wyjątkowo wyciszony i zamyślony, w jego zielonych oczach brakowało obecnego tam zazwyczaj, ciekawskiego błysku. Obłoki dymu raz po raz przysłaniały jego twarz. – Twierdzi, że jej historia jest przeznaczona dla twoich uszu i opowie ją tylko w twojej obecności.

– Więc, na co czekacie? Zaprowadźcie mnie do niej, porozmawiam z nią! Wszystkiego się dowiem!

Podróżny wyłamał palce

– To może… nie być takie łatwe. Z kilku względów.

Adept popatrzył na niego wyczekująco.

– Po pierwsze Petra przekazała mi, że nie ma mowy, aby Canelle opowiedziała ci wszystko za jednym razem. Dziewczyna dużo przeszła, wciąż jest bardzo roztrzęsiona, potrzebuje spokoju. Poza tym… nie było jej pół roku. Nawet gdyby czuła się dobrze, opowieść o tym, gdzie była i co widziała, mogłaby zająć trochę czasu. – Martin pokiwał głową. To było zrozumiałe. Przez ostatnie pół roku wydarzyło się zbyt wiele, by tak po prostu wyjaśnić to komukolwiek. On sam miałby z tym duży problem, co dopiero mówić o Canelle, która podróżowała w głąb Drugiej Strony, żeby poznać prawdę o Kolegium oraz Erice Ekhart.

– Poza tym – ciągnął Podróżny, znów wydmuchując z płuc smugę dymu – nie ukrywam, że my obaj jesteśmy pod stałą obserwacją. Gdybyśmy zniknęli stąd na dzień lub dwa, żeby w spokoju wysłuchać historii Canelle, zaczęłyby się pytania. Szukaliby nas i ostatecznie natrafili na jakiś ślad, a do tego nie możemy pod żadnym pozorem dopuścić.

– Co pan proponuje?

– Powiedz mi… Twoja koleżanka, Frederika Kruger… ta, z którą chodzisz na zajęcia doktora Barkera… – Morty spoglądał to na Martina, to na podziwiającego zachód słońca wykładowcę. Drobna blizna w kąciku ust Barkera przypominała uśmiech, jednak wcale nim nie była. – Uważasz, że można jej ufać?

– Freddie jest moją sojuszniczką – odparł Martin.

A przynajmniej była w tamtym semestrze, kiedy oboje podejrzewano o morderstwo. Jak sytuacja miała się teraz, po śmierci Mistrza Dietera?

– Czy jesteś gotów poręczyć za nią? Czy jesteś gotów potwierdzić, że jest lojalna i nie zdradzi nas Radzie Kolegium?

Zastanawiał się nad tym przez chwilę. Wiedział, o co naprawdę pyta Podróżny. Zdradziła Dietera. Kiedy dowiedziała się, że to jego ludzie porwali Zegarmistrza, natychmiast przybiegła do Kolegium, by o tym powiedzieć.

– Nie zdradzi, chyba że sprzymierzymy się z Królem Demonów – powiedział wreszcie.

– Mogę cię z ręką na sercu zapewnić, że nie planujemy – odparł Podróżny. – Co prawda opinia o Kolegium może nieco przy tym ucierpieć, ale to właśnie pokonanie Króla Demonów jest głównym celem wszystkich naszych działań. Dziękuję za twoją ocenę. – Odłożył węża sziszy na stół. – Doktorze Barker, co pan sądzi? Jest pan gotów wziąć na siebie odpowiedzialność za tych dwoje?

Wykładowca powoli pokiwał głową.

– Myślę, że to może się udać – zdecydował. W jego szarych oczach błysnęła determinacja. – Jeśli będziemy dostatecznie dyskretni. I jeśli dziewczyna nas nie wyda.

Martin zmarszczył brwi.

– Ale o co właściwie chodzi? Co postanowiliście?

– Uważnie przestudiowaliśmy twój plan zajęć i doszliśmy do wniosku, że jedyny moment, kiedy możesz znikać z Klementinum, nie wzbudzając żadnych podejrzeń, to zajęcia z doktorem Barkerem. Na wszystkie inne chodzicie całą grupą…

Martin zmarszczył brwi.

– O ile pamiętam, mówiłeś, że odwołano wszystkie wykłady – mruknął. Zajęcia z Barkerem zawsze miały naturę bardzo teoretyczną. Polegały głównie na tym, że Martin i Freddie męczyli go pytaniami o Drugą Stronę i próbowali naciągnąć na zwierzenia dotyczące jego związków z Incydentem Oxfordzkim i Koboldem.

Doktor Barker uśmiechnął się krzywo. Z blizną znaczącą jego kącik ust i policzek efekt był jeszcze bardziej niepokojący.

– Erice Ekhart powinno zależeć na tym, by uczniowie, którzy nie pochodzą z Obrzeży, mieli możliwość jak najszybciej wyrównać braki w wiedzy.

 – Co prawda ze względu na okoliczności zrezygnowano z pomysłu, żeby doktor Barker prowadził regularne zajęcia w terenie – wtrącił Podróżny. – Ale nawet jeśli ktoś wejdzie do sali podczas zajęć i was tam nie zastanie, da się to jakoś wytłumaczyć.

– Dlatego pytał pan o Freddie? – domyślił się Martin. – Gdyby nagle zrezygnowała z zajęć, to byłoby trochę zbyt wygodne. Dlatego chce pan, żeby cały czas była z nami.

– Jest to nieodzowne dla powodzenia planu. Macie zajęcia w piątki po południu. Zatem od tego tygodnia w każdy piątek pan Barker za pomocą tego oto klucza – przesunął klucz w kierunku wykładowcy – będzie przenosił was do miejsca, w którym przebywają Petra i Canelle. Petra zajmie się gośćmi, ty zaś będziesz rozmawiał z Canelle. Gdy czas przeznaczony na zajęcia upłynie, ona przerwie swoją opowieść, a wy wrócicie do Klementinum. Naturalnie też będę starał się brać udział w tych odwiedzinach i czuwać nad ich przebiegiem, ale ze względu na pełnione obowiązki nie będę mógł tego robić za każdym razem. Zrozumiałe?

– Tak.

– Czy odpowiada ci taki układ, Martinie? – zapytał Podróżny.

– Tak.

– Nie mów na razie Frederice o tym planie – poprosił Mortimer. – Dopilnuję tego, żeby Petra wszystko jej wyjaśniła. To wszystko. Możesz odejść.

Barker, który przez całe spotkanie był zadumany i milczący, lekko skinął adeptowi głową.

– Do zobaczenia w piątek, Martinie.

Gdzie kupić?
Kupując w MadBooks wspierasz Autora i Wydawnictwo

Kupując w MadBooks wspierasz Autora i Wydawnictwo

Kupując w MadBooks otrzymasz książkę i ebooka w cenie książki!

Paradoks marionetki - Sprawa Marionetkarza - Anna Karnicka