Pięść - Bożena Walewska

Pięść – Bożena Walewska

Gdy nadchodzą dni pogardy, nienawiści i krzywdy, a zło roznosi się jak zaraza, niszczy i odziera z godności, wtedy budzi się w zwykłych ludziach moc, która pozwala im wstać, choć czują, że nie dadzą rady unieść głowy, pozwala walczyć, choć każdy zadany cios wydaje się ostatnim.

Kal, potomek szacha, choć wydaje się słaby i niedoświadczony, z dnia na dzień musi wziąć odpowiedzialność za swój naród. Nair, spadkobierca korony Morovii, nie może już dłużej się ukrywać. Powinien przestać uciekać, a zamiast tego zebrać wokół siebie wszystkich zdolnych udźwignąć miecz, topór, a choćby i kij. Zwyczajny chłop z górskiej osady i samotna zielarka zaczynają odgrywać role, do których bynajmniej nie wydawali się stworzeni. Doświadczonego wojownika, którego życie zdążyło nauczyć, że nawet bohater cuchnie po śmierci i żadne poematy tego nie zmienią, również czeka nowe wyzwanie.

Oni i wielu innych muszą porzucić swoje domy, zostawić rodziny i ukochanych, zatknąć noże za pas, zacisnąć zęby i ruszyć, kiedy nadejdzie czas. Ktoś, kto im powie, że nie dadzą rady, łże! Bo choć czują się słabi, choć paraliżujący strach nieraz zajrzy im w oczy, to przecież mają moc – ona ich podniesie. Muszą tylko ją poczuć. W sobie i w innych. W słońcu i w deszczu. W snach i na jawie. Nawet w stracie.

Czy Ty wyruszysz z nimi w magiczną podróż?!

Magiczna i ujmująco ciepła opowieść o niezwykłej sile, która drzemie w każdym z nas. Usiądźcie wieczorem przy kominku i pozwólcie by ta baśń was oczarowała.

Jacek Łukawski, autor cyklu Kraina martwej ziemi

 „Pięść” przeniesie Was do świata, w którym nikt z nas nie chciałby żyć. To opowieść o walce, lojalności i prawdziwej przyjaźni, która nie da o sobie zapomnieć przez długi czas.Serdecznie polecam!

Paulina Balcerzak

WYRUSZ W MAGICZNĄ PODRÓŻ!

Informacje o książce

Rok I wydania: 2019
Format: 12.5×19.5 cm
Okładka miękka ze skrzydełkami

Liczba stron: 410

książka: ISBN 978-83-7995-369-1
ePub: ISBN 978-83-7995-370-7

mobi: ISBN 978-83-7995-371-4

audiobook online: 978-83-7995-450-6

Ceny sugerowane:

książka: 34,99 zł
ePub: 29,99 zł
mobi: 29,99 zł

audiobook online: 34,99 zł

Fragment

Rozdział I – Boska obietnica

Ocean był wyjątkowo spokojny, jakby ostatni sztorm wyssał z niego wszystkie siły. Szemrał przedwieczorną modlitwę, kołysząc się leniwie. Nawet mewy przycichły. Ciemniejącą taflę wody przecinały krwiste łuny zachodzącego słońca.

Samotny człowiek stał na krawędzi klifu zapatrzony w to boskie malowidło – niezmienne od wieków, a zarazem inne każdego dnia. Zawstydzony wzruszeniem, jakie ten obraz w nim budził, zerknął spod oka w jedną, potem w drugą stronę, jakby chciał się upewnić, że nikt nie widział tej chwili słabości. Bezwiednym gestem odgarnął z twarzy długie włosy, próbując wygrać z wiatrem. Nie na wiele się to zdało, złośliwiec natychmiast nawiewał je z powrotem.

 Ot, jaką zabawę sobie znalazł. – Samotnik uśmiechnął się mimo woli.

Czasy młodości miał za sobą, na skroniach połyskiwały pojedyncze srebrne nitki, a szczupłą twarz znaczyło znużenie i smutek. Mimo to wystarczyło spojrzeć, by rozpoznać wojownika, któremu pod ciężarem miecza nie zadrżą ręce, nie ugną się kolana. Świadczyły o tym zarówno dumna postawa i spokój, jak też kocia czujność widoczna w każdym ruchu, w każdym spojrzeniu. Prawy policzek przecinała gruba, widoczna blizna. Na silnych rękach widniały tatuaże żmij sięgające od ramion aż po nadgarstki, na grzbietach obu dłoni miniaturowe sylwetki szarych sów – znaki przynależności, a może kaprys młodości.

Od dłuższego czasu tkwił w bezruchu jak posąg, zapatrzony w dal, nieobecny.

– Nair!? – Okrzyk rozbrzmiał nadspodziewanie blisko.

Wyrwany z zadumy wojownik gwałtownie odwrócił głowę, odruchowo sięgając po rękojeść miecza. Przez moment obserwował zbliżającą się dziewczynę, po czym stanowczym gestem nakazał jej zatrzymanie się tam, gdzie była. Ona jednak zlekceważyła ostrzeżenie i z uśmiechem na twarzy ruszyła jeszcze szybciej. Wpatrywał się w drobną postać kompletnie zaskoczony. Wreszcie skoczył w jej kierunku, krzycząc radośnie jak dziecko:

– Caril! Siostrzyczko! – Dobiegł, chwycił dziewczę wpół i zakręcił kilka piruetów. W końcu postawił ją na ziemi, jednak nie wypuszczał z uścisku z obawy, że mogłaby zniknąć. – Nie masz pojęcia, jak się cieszę… Nie masz pojęcia… – powtarzał ze wzruszeniem.

– Saendranie Nairze Karun! Twoje zachowanie niezmiernie mnie martwi. Takie rzeczy wyprawiać? Siostrę poniewierać jak jakąś wędrowną tancereczkę? – fuknęła z groźną miną, ale w jej oczach łzy mieszały się z radością.

– Skąd wiedziałaś, że tu mnie znajdziesz? – spytał.

– Jak tylko przewodnik przyprowadził mnie do waszego obozu, szukałam cię, a dobrzy ludzie wskazali to miejsce – odpowiedziała poważnie. – Podobno często spędzasz czas samotnie?

– To nie tak, Caril. Lubię być tu sam, bo muszę wszystko zaplanować, zastanowić się, co dalej, dokąd się udać. A przy szumie fal najlepiej się myśli – wyjaśnił. – Od dłuższego czasu planowałem, żeby cię sprowadzić. Tęskniłem… i jesteś – szepnął wzruszony.

W jej oczach błysnęły łzy. Nie bardzo wiedział, jak temu zaradzić. Odsunął dziewczynę delikatnie, obrzucił taksującym spojrzeniem i zagwizdał przeciągle. Szybko się jednak zreflektował i spojrzał jej prosto w oczy z przepraszającym uśmiechem.

– Wybacz, to miało cię rozweselić, a wyszło głupio. Tak długo cię nie widziałem, Caril Karun, tak długo… a ty z poczwarki przeobraziłaś się w kobietę, na dodatek prawdziwą piękność. Nie od razu cię poznałem, dopiero jak podeszłaś bardzo blisko, bez lęku… Ach, Caril, tak bardzo przypominasz matkę. Mężczyźni oszaleją na twoim punkcie. Wybacz żołnierskie zachowanie, lata tułaczki zrobiły swoje. Dobrze, że znów jesteśmy razem, ale będę cię musiał przypilnować, moja droga. Mężczyźni oszaleją na twoim punkcie, to pewne. – Pogroził jej palcem z braterską surowością, jednak jego twarz wyrażała coś zupełnie przeciwnego: wielkie szczęście i poczucie dumy.

Miał powody, gdyż licząca szesnaście wiosen Caril niezaprzeczalnie była śliczną dziewczyną. Drobną twarz otaczała burza potarganych włosów. Wielkie, lekko skośne oczy migotały jakimś chochlikowym światłem. Nawet zwyczajna szara sukienka nie ujmowała jej czaru, wręcz podkreślała kobiece już kształty. Caril wprost tryskała młodością i energią – nie mogąc ustać spokojnie, dreptała w miejscu, podrygiwała i nie przestawała gadać, a właściwie zasypywać Naira pytaniami, na które i tak nie nadążał odpowiadać.

 Patrzył na nią z wielką radością, ale też troską. Obiecał sobie, że zrobi wszystko, by ukochanej siostry nie spotkało nic złego. Obaj z bratem wchodzili już w wiek męski, kiedy pojawiła się na świecie. Matka omal nie przypłaciła życiem jej narodzin, podobnie jak sama Caril, jednak obie walczyły i wygrały tę walkę. Radosna i wojownicza dziewczynka była oczkiem w głowie całej rodziny. Jej ciekawość świata i nieco krnąbrny charakter przysparzały wszystkim trosk, jednak zarówno Nair, jak i Oland poczytywali sobie za honor i obowiązek strzeżenie siostry.

– O co chodzi? – spytał, widząc, że Caril pociera dłonie i przestępuje z nogi na nogę, jakby coś ją nurtowało.

Spojrzała mu w oczy z wielką powagą i zapytała:

– Kapłani dużo nam opowiadali, ale nigdy nie mogłam zrozumieć, jak do tego wszystkiego doszło. Dlaczego, Nairze?…

Nie od razu odpowiedział. Nie chciał psuć atmosfery tego spotkania smutną opowieścią. Tę rozmowę wyobrażał sobie przez te długie lata tułaczki i niepewności, ale chciał to zrobić później, kiedyś. Jednak gdy usłyszał jej pytanie, doszedł do wniosku, że nie ma dobrych chwil na trudne rozmowy i nie należy ich odkładać.

– To było ponad trzysta lat temu – zaczął. – Morovia, Sylia, Esenia i Alieria, a także wszystkie pomniejsze prowincje, żyły w spokoju i zgodzie. Kwitł handel, ludziom powodziło się całkiem nieźle. Tymczasem w Esenii nastał nowy władca, pierwszy z rodu Edmurów, zwany Piratem od profesji, jaką się parał. Wraz ze swoimi kamratami, złoczyńcami jak on, siłą przejął tron i zaczął tworzyć armię. Obawiając się morovskich naznaczonych, ściągnął do zamku wszystkich obdarzonych choćby krztyną magii. Utworzył dla nich zakon. Porzucił wiarę w starych bogów i wprowadził nową religię. Zbudował Kościół Boga Stworzenia. Znalazł naśladowców, a wkrótce narzucił nowego boga wszystkim swoim rodakom, także tym opornym.

– Nie buntowali się? Nie walczyli? – pytała zaciekawiona.

– Owszem, ale każdy buntownik kończył na stosie albo szubienicy. Strach powodował, że większość Esenów religię przyjęła. Ale na tym Pirat nie poprzestał. Zaczął najeżdżać przygraniczne prowincje. Grabił i mordował, a wszystko pod płaszczykiem szerzenia jedynej prawdziwej wiary.

– A co na to władcy sąsiednich krajów, choćby Morovii?

– No właśnie – odparł. – Początkowo biernie obserwowali, później zaczęli się go obawiać. Każdy myślał tylko o tym, jak obronić własne włości. W ten sposób Edmur I Pirat wkraczał coraz głębiej i zagarniał coraz więcej terytoriów. Na pierwszy ogień poszła Morovia. Nie miała armii, jedynie naznaczonych. Oni stanowili wielką siłę, dlatego Edmur wziął ich na cel jako pierwszych. To z obawy przed nimi otoczył się magami. Bronili się, ale zabrakło wodza, który by ich zebrał i poprowadził. Ówczesny król Morovii był na to zbyt słaby i tchórzliwy. Zakonne psy Pirata tropiły przeciwników z taką zaciętością, że w parę lat wytrzebiły większość naszych przodków obdarzonych darem. Zajęcie Alierii było już tylko formalnością. Rozproszone na pustynnych terenach klany nawet nie wiedziały, że ich stolica, Hara, padła. Tak powstały zręby Imperium Eseńskiego.

– A Sylia? Dlaczego w Sylii prawie ich nie ma? Wiem, bo rozmawialiśmy o tym z kapłanami.

– To był maleńki kraj, otoczony potężnymi górami, zalesiony, niemal dziki. Jedynie Mare z zamkiem na skale stanowiło jakąś wartość dla Edmura, ale nie wydawało się zagrożeniem. Zostawił Sylię na koniec, ale zanim się do niej zabrał, umarł w dziwnych okolicznościach. Mówi się, że został otruty przez młodszego brata. Gdy ten przejął władzę, skupił się na handlu i gromadzeniu majątku, a Sylia nie miała wiele do zaoferowania. Przez kolejne dwa stulecia bywało różnie. Lata spokoju przeplatały się z okresami nagonek i mordów. Dotykało to głównie naznaczonych i ich rodzin. Tylko oni stanowili realne zagrożenie dla kolejnych władców imperium. Z pozostałymi krainami poradzili sobie w ten sposób, że przynajmniej jedno z dzieci z królewskich rodów trafiało na dwór w Esenie. Jedynie z Morovii nie zabierali królewskich synów. Bali się trzymać naznaczonych zbyt blisko siebie. Eseńscy zakonnicy nie potrafili blokować naszego daru. Tak to było, Caril. Ale dość już o tym. Musimy wracać, robi się późno.

Idąc w stronę obozu, rozmyślał o dniu, w którym wymordowano jego rodzinę. Caril też dziwnie ucichła. Nair przypominał sobie polowania z ojcem, czułą, zwykle uśmiechniętą matkę, młodszego brata i kompanów od miecza.

Rodzina żyła spokojnie i szczęśliwie. Królowa imperium, Sylwia I Edmur, zajęta budowaniem floty i przygotowaniami do wielkiej wyprawy w poszukiwaniu nowych ziem, dała podbitym prowincjom kilka spokojnych lat. Ten spokój zburzył bunt szacha w Alierii, po którym represje powróciły, a królewską rodzinę Karunów dotknęło nieszczęście. Caril miała zaledwie sześć lat, gdy oboje z Nairem stracili najbliższych. Ojca, króla Morovii, zabili eseńscy zakonnicy.

Przez pokolenia kościół eseński zdobywał coraz więcej uprawnień. Wykształceni, obdarzeni magią, silni mnisi sprawowali faktyczną władzę w podbitych krajach. Tego dnia zaatakowali z zaskoczenia, bez litości mordując wszystkich obecnych w sali tronowej. Nikt nie zdołał uciec. Później przetrząsnęli cały zamek. Zabijali dorosłych i dzieci, dworzan i służbę. Zgromadzili taką liczbę zakonnych magów, że nie sposób było się obronić. Sponiewieraną i odartą z czci królową powlekli na powrozie jako brankę. Na koniec spalili królewskie stajnie, żeby uniemożliwić pościg. Oszalałe z bólu konie zrywały pęta, wierzgały i tratowały się nawzajem. Nie mogąc pokonać masywnych wierzei, zginęły w ogniu. Wiele zabudowań spłonęło tamtego dnia w stolicy, a po starej, drewnianej dzielnicy mieszczącej domy i warsztaty rzemieślników pozostały zgliszcza.

Z całej rodziny obecnej wtedy w zamku ocalał jedynie Oland, brat Naira i Caril. Zdołał uciec tylko dlatego, że nie zdążył na audiencję. Nikt nie wiedział, gdzie się ukrywał, dopiero kilka miesięcy później dotarły pogłoski, że w Gelenie zaciągnął się na statek, co było najlepszym rozwiązaniem dla człowieka wyjętego spod prawa. Tam przynajmniej niezbyt często spotykało się zakonników.

Tamtego dnia Nair zabrał siostrę na dłuższą konną przejażdżkę. Wracając, już z daleka zobaczył dym nad zamkowym wzgórzem. Ukrył dziewczynkę w pobliskim zagajniku i kategorycznie nakazał jej tam czekać, a sam wyrwał co koń wyskoczy. Zatrzymał go tłum uciekinierów. Przerażeni ludzie opowiadali zatrważające historie i błagali o to, by ratował życie. W pojedynkę Nair nic nie mógł zdziałać i choć serce pchało w sam środek tej pożogi, rozum podpowiadał co innego. Wiedział, że droga do domu została odcięta. Nie miał czasu na rozpamiętywanie ani rozpacz – wrócił po siostrę, posadził ją przed sobą na koniu i pogalopował do niezbyt odległej posiadłości eseńskiego kupca zaprzyjaźnionego z rodziną Karunów. Wbrew rozkazom, by każdego morovskiego wojownika schwytać i wydać w ręce imperialnej władzy, Esen ukrył wielu zbiegów. Po paru dniach kapłani z sąsiedniej Sylii wyprowadzili Caril z Morovii i wraz z innymi ocalałymi dziećmi wywieźli do zamkniętego klasztoru w górach. Uczynili to, gdyż od ponad stu lat Sylia faktycznie pozostawała pod pieczą Morovii. Kapłani rozumieli, jak ważny był ten sojusz, dlatego pomagali morovskim uchodźcom, kiedy zaszła taka potrzeba. Nair nie był w stanie zapewnić bezpieczeństwa siostrze, nie mógł zapewnić go nawet sobie. Tęsknił za Caril, ale rozumiał, że tylko sylscy mnisi mogą ją ochronić.

Potężne góry strzegły dostępu skuteczniej niż armie. Mijały lata, a Nair wciąż nie znalazł swojego miejsca na świecie. Spał byle gdzie, jadł co popadło, byle jakoś przetrwać. Niejeden raz przyszło mu walczyć o życie. Kiedy po śmierci królowej eseńskiego imperium, Sylwii z rodu Edmurów, tron objął jej młody syn i represje wobec naznaczonych nasiliły się jeszcze bardziej, Nair postanowił skończyć tę bezsensowną tułaczkę, skupić ocalałych wokół siebie i stanąć wrogom naprzeciw. Ludzie ściągali z całej Morovii na wieść, że Karun zbiera chętnych do walki. Trafiali do niego przez przewodników, których siatka rozrastała się z każdym rokiem, a on małymi grupkami odsyłał ich do granic Sylii, nakazując unikania głównych traktów. W przygranicznych lasach czekali przewodnicy, głównie sylscy kapłani. Nair odczekał jeszcze kilka dni, po czym wyruszył z kilkunastoma ludźmi oraz przewodnikiem, który zapewniał, że doprowadzi ich bezpiecznie do królewskiego zamku w górach, opuszczonego od ponad stulecia.

– Nairze, czemu królewscy tak unikają sylskich lasów? – zapytała Caril po długim jak na nią milczeniu.

 – Tylko wprawne oczy i uszy przewodników potrafią odnaleźć w nich drogę, dlatego musimy im zawierzyć, gdyż dopiero tam możemy poczuć się w miarę bezpiecznie. Imperialni starają się unikać tych ostępów, tak samo jak górskich ścieżek.

– Przecież mają zakonnych magów – dociekała dziewczyna. – Mogliby to wykorzystać, czyż nie?

– Mam wrażenie, że te lasy opierają się magii. – Nair sam był zdumiony tym zjawiskiem. – Nie tak dawno jakiś zacietrzewiony dowódca mianowany przez nowego władcę imperium, Anvila Edmura III, wraz z niewielkim oddziałem zagłębił się w te lasy w pościgu za grupką Morovów, ale z tej wyprawy nie powrócili ani on, ani żaden z jego ludzi. Trzy setki żołnierzy wysłano pod ochroną kilkunastu zakonników, by odnaleźć zaginionych żywych lub martwych, ale nie pozostał po nich żaden ślad. Nie było oznak walki, zdeptanej trawy czy połamanych gałęzi.

Caril przez dłuższą chwilę milczała, z uwagą obserwując brata. Pamiętała go odrobinę, a pamięć wzmacniali mnisi, którzy opowiadali jej o rodzicach i braciach. Jeden z nich narysował specjalnie dla niej portrety Naira i Olanda. Słyszała, że Ole zaginął. Na szczęście miała jeszcze Naira. Zmienił się na wygnaniu, minęło w końcu wiele lat. W jego szczupłej twarzy nie było widać nawet śladu lęku, raczej niezłomność, a nawet zaciętość i zuchwałość.

 – Dlaczego ciągle jesteś sam? – zapytała. – Przystojny z ciebie mężczyzna, Nairze. Niejednej pannie mógłbyś zawrócić w głowie. Kto wie – na samą myśl chochliki w jej oczach rozbłysły – może nawet by o ciebie walczyły? – Klasnęła w dłonie, ale już po chwili na jej twarzy pojawiła się troska. – To był taki głupi żarcik, nie gniewaj się, proszę, ale ja nie jestem już dzieckiem. Wiem, że każdy człowiek potrzebuje bratniej duszy u boku. Ty także.

 – Nie szukałem, Caril. Czasy nie sprzyjały zakładaniu rodziny, przecież wiesz – odparł z ledwo dostrzegalnym smutkiem. – A teraz jestem już na to za stary.

 – Mówisz głupstwa. Nie jesteś stary, a poza tym masz obowiązek przedłużyć nasz ród – odpowiedziała z powagą wręcz nieprzystającą do jej wieku. Na chwilę umilkła, jednak to nie trwało długo, bo już po chwili znów zaczęła mówić, jakby chciała w jednej chwili nadrobić te wszystkie lata. – Byłam przerażona, gdy mnie oddałeś mnichom. Ciągle płakałam, nie chciałam jeść i spać, jednak z czasem przywykłam. Kiedy trochę podrosłam, kapłani wyjaśnili mi, dlaczego musiałeś mnie zostawić. Uświadomili, kim jesteś, jak ważne są twoje życie i misja, którą postawiło przed tobą przeznaczenie. Wiem o tobie bardzo wiele, Nairze, dlatego zrobię co tylko w mojej mocy, żeby ci pomóc zadbać o sukcesję. Jeśli będzie trzeba, sama znajdę odpowiednią kandydatkę. Nasz ród przewodził Morovii od wielu pokoleń. Nie bez powodu otrzymałeś w darze od bogów tak ogromną siłę. Kapłani mówili, że tylko ty możesz poprowadzić lud w drodze do wolności, że za tobą pójdą wszyscy, także Sylowie.

 – Już dobrze, moja ty mądralo. Będę cię słuchał jak wyroczni, obiecuję. – Podniósł dłoń w geście przyrzeczenia, uśmiechając się przy tym szeroko. Próbował obrócić wszystko w żart, jednak w jego oczach ciągle czaił się smutek. – Chodźmy już, siostrzyczko. Musisz się posilić, straszna chudzina z ciebie. – Przygarnął ją ramieniem i mocno przytulił. Zaskoczyły go mądrość i rozwaga Caril.

– Czy ciotka Mirie żyje? – zapytała, świadomie zmieniając temat.

– O tak. Ona jest wieczna, niezniszczalna jak Morovia. Spotkamy się z nią wkrótce, może jeszcze dziś – zapewnił z uśmiechem.

Gdzie kupić?
Kupując w MadBooks wspierasz Autora i Wydawnictwo

Kupując w MadBooks wspierasz Autora i Wydawnictwo

Kupując w MadBooks otrzymasz książkę i ebooka w cenie książki!

Pięść - Bożena Walewska