Pryncypium – Melissa Darwood
Jak masz na imię? – słyszymy setki razy w życiu.
Imię towarzyszy nam od narodzin aż po kres naszych dni. Czy jednak mamy świadomość, że imię może nas definiować, wpływać na to, jacy jesteśmy? Czy kierują nami impulsy ciała (Lokum), odruchy psychiki (Ipsum), czy też może tajemnicze, odwieczne Nomen – imię?
Zoltan jest potężnym członkiem starożytnej tajnej organizacji, stojącej na straży praw Pryncypium i strzegącej wiedzy o Nominach. Aniela zaś młodą, lecz doświadczoną przez los dziewczyną, starającą się zapewnić swoim najbliższym byt i uratować rodzinne gospodarstwo. Dzieli ich wszystko: status społeczny, osobowość i wyznawane wartości. Łączy mająca tysiące lat wspólna historia. Jej najnowsza odsłona pełna jest silnych uczuć, niefortunnych decyzji i katastrofalnych pomyłek.
Co wydarzy się, kiedy połączą ich uczucia, ale rozdzielą zasady, według których żyją? Czy Aniela będzie potrafiła przyjąć trudny dar Zoltana?
Daj się ponieść swojemy Ipsum i wkrocz w niebezpieczny, ekscytujący świat Melissy Darwood. „Pryncypium” to niesztampowa opowieść new adult z elementami fantastyki, gdzie uczucie miłości może być zarówno lekarstwem jak i trucizną.
Julita Sobolewska, Polacy nie gęsi (www.polacyniegesi.org)
To coś, z czym nie spotkaliśmy się w żadnej innej powieści. To szalony mix fantasy i romansu, zawierający pikantne sceny erotyczne.
Martha Oakiss, Secret-Books.blogspot.com
Autor: Melissa Darwood
Tytuł: Pryncypium
Rok I wydania: 2016
Format: 12.5×19.5 cm
Liczba stron: 382
druk: ISBN 978-83-7995-086-7
ePub: ISBN 978-83-7995-087-4
mobi: ISBN: 978-83-7995-088-1
Ceny sugerowane:
Oprawa miękka: 34,99 zł
ePub: 24,99 zł
mobi: 24,99 zł
Melissa Darwood
Romantyczka, rozmiłowana w przyrodzie, zwierzętach i książkach. Pochodzi z urokliwego, zalesionego miasteczka w środkowej Polsce. W swojej twórczości posługuje się pseudonimem, aby zatrzeć granicę między fikcją literacką a rzeczywistością. Pisze dla czytelniczek młodych duchem, które poszukują w książkach romantycznych uczuć, intensywnych emocji, bohaterów, którzy na długo pozostają w pamięci i tajemnic ze świata fantastyki. Przy tworzeniu „Pryncypium” najwięcej radości sprawiało jej pisanie iskrzących dialogów Zoltana z Anielą.
W 2013 roku z sukcesem zadebiutowała powieścią z gatunku young-adult pod tytułem „Larista”. W 2017 roku ukażą się jej kolejne książki: „Luonto” oraz „Tryjon”.
Strona autorki: www.melissadarwood.com
Najtaniej kupisz w:
Najtaniej kupisz w:
A JEŚLI WOLISZ EBOOKI OD KSIĄŻEK...
DAJ SIĘ UWIEŚĆ MIŁOŚCI ANIELI I ZOLTANA
NOMEN ZOLTÁN
Alwarnia w Polsce
Obecnie
Nie pamiętano tak upalnego czerwca. Ulice tonęły w mirażu kałuż, asfalt topił się jak gorzka czekolada, a chłodnice aut wyły niczym wygłodniałe psy. Zoltan zatrzymał się kilka centymetrów przed zderzakiem srebrnej skody octavii i zaklął.
Czy zawsze gdy przyjeżdża do tego przeklętego miasta wszystko musi stawać na głowie?! Zdjął skórzane rękawiczki, rzucił je na siedzenie pasażera, po czym zacisnął smukłe palce na kierownicy. Wpatrywał się gniewnie w czerwone światło, które nie zamierzało się zmienić przez kilka najbliższych minut. Nie dość, że żar lał się z nieba, a on musiał nosić koszulę z długim rękawem, to jeszcze jego niedouczona sekretarka zapomniała uprzedzić go o spotkaniu z Hermanami. Dobrze, że chociaż miał klimatyzację w aucie.
Z luksusowego smartfonu vertu, przymocowanego do przedniej szyby czarnego jak smoła maybacha exelero, wydobyły się dźwięki organowej fugi. Zoltan przełączył aparat na tryb głośnomówiący i założył ręce za głowę.
– Oby to było ważne – powiedział.
– Panie Brandenburg… – zaczęła Joanna, która od niespełna miesiąca nieudolnie pełniła rolę sekretarki w jego firmie. – Nastąpiła mała komplikacja… – zawahała się.
– Mów. – Zerknął na zbliżającą się dziewczynę roznoszącą gazety, uchylił okno, wyciągnął rękę i kiwnął na nią.
– Właśnie dostałam informację od gońca, że nie będzie go w pracy przez najbliższy tydzień.
– I dlatego do mnie dzwonisz?
Dziewczyna przełknęła głośno ślinę.
– Chodzi o to, że pan Stodolak znalazł się w ciężkiej sytuacji…
– Posłuchaj mnie uważnie – przerwał jej. – Nie obchodzi mnie jego sytuacja. Będę miał ważną przesyłkę do dostarczenia dzisiaj po południu. Jeśli ten nierób nie zjawi się o siedemnastej w biurze, to może pożegnać się z pracą – odparł i wychylił się przez okno, przeklinając pod nosem piekielną dziewuchę od gazet. Czy nikt już nie potrafi pracować jak należy?
– Ale panie Brandenburg, tak nie można – wtrąciła Joanna. – On ma zwolnienie lekarskie.
Na młodej, acz surowej twarzy Zoltana drgnęły mięśnie.
– Czy mi się zdawało, czy przed chwilą pouczyłaś mnie, co mogę, a czego nie? – zapytał.
Joanna zaniemówiła.
– Tak myślałem – stwierdził. – Nie będę z tobą dłużej dyskutował. Niech dziewczyna z HR-u coś wymyśli. Nie płacę jej tylko za dumanie nad waszymi kompetencjami, których i tak nie posiadacie. Przekaż jej, żeby wzięła się do roboty i znalazła nowego gońca.
– A co ze Stodolakiem?
– Będzie miał sporo wolnego czasu, żeby symulować, z tym wyjątkiem, że nie za moje pieniądze, tylko ZUS-u.
W słuchawce rozległ się jęk Joanny.
– Ale on nie symuluje. Jego żona zmarła, facet się załamał. Został z dwójką małych dzieci. Potrzebuje czasu, żeby się ogarnąć.
Ku własnemu zaskoczeniu Zoltan przypomniał sobie pogodną twarz mężczyzny, którego zatrudniał dwa lata temu i poczuł znienawidzony ucisk w klatce piersiowej. Serce zaczęło mu walić jak szalone, tętno podskoczyło.
Tylko nie teraz – pomyślał i w tej samej chwili usłyszał zdumiony głos dobiegający zza szyby:
– Pana ręka…
Spojrzał przez otwarte okno i napotkał duże oczy w kolorze niezapominajek. Wpatrywały się z niedowierzaniem w jego dłoń, po której niczym niespokojne węże wiły się czarne żyły. Zatrzymał wzrok na twarzy młodej dziewczyny. Pomimo tego, że była uderzająco piegowata, można było ją uznać za całkiem ładną. Może sprawiał to ten mały zgrabny nos i pełne malinowe usta. Coś w sobie miała. Nie wiedział, co. Nigdy raczej nie przepadał za tego typu urodą.
Przeciągnął wyniosłym wzrokiem po szczupłej sylwetce, którą okrywała okropna, czerwona peleryna z napisem „Głos Alwarnii” i wykrzywił usta.
Nie. Dziewczyna z pewnością nie była w jego typie. On wolał kobiety wyzywające. Kształtne. Konkretne. Takie, których ciało zdradzało, że są gotowe oddać siebie tylko na jedną noc, po czym zapomnieć, że Zoltan w ogóle istniał. Niestety, tego typu kobiety trafiały się bardzo rzadko. Najczęściej wskakiwały mu do łóżka dziewuchy, które zakochiwały się w nim jak głupie gęsi, robiąc sobie przy tym złudne nadzieje.
– Panie Brandenburg? Halo… – usłyszał głos Joanny.
Zoltan jednym ruchem palca przerwał połączenie.
Przeniósł wzrok na osłupiałą twarz dziewczyny od gazet, która wciąż wpatrywała się w jego rękę. Septyzacja rozpoczęła się na dobre. Żyły na dłoni nabrzmiały do granic możliwości, a te na nadgarstku zaczęły zmieniać kolor i wić się pod mankietem koszuli. Zostało mu niecałe trzydzieści minut.
Zoltan odebrał gazetę z piegowatych rąk, rzucił ją na siedzenie pasażera i zerknął ukradkiem na nagłówek krzyczący: Plaga zgonów nastolatków!
Nomina1 wyraźnie mają dosyć wyzwolonej młodzieży – pomyślał. Gdy już miał ruszać z miejsca, dziewczyna ośmieliła się osunąć na wypolerowane lusterko jego maybacha i zemdleć.
Gdy Aniela zobaczyła czarne monstrum, które wyglądało jak wehikuł samego diabła, domyśliła się, że nie siedzi w nim nikt przyjazny. Porządni, uczciwie pracujący ludzie nie posiadają takich aut. I do tego ta srebrna krata z przodu samochodu. Miało się wrażenie, że lada chwila buchną z niej piekielne płomienie.
Nieoczekiwanie z wnętrza burczącego potwora wyłoniła się szczupła dłoń i skinęła na nią, jakby była służącą.
Co za bezczelność!
Miała ochotę odwrócić się na pięcie i zacząć rozdawać gazety na drugim pasie. Ale tego nie zrobiła. Wzięła głęboki wdech i podała zwinięty rulon znajomej pani ze srebrnej skody.
– Ale dzisiaj ukrop. – Kobieta z krótkimi włosami, przypominająca wyglądem Victorię Beckham, spojrzała na nią przychylnie, po czym odebrała gazetę.
– Jest dopiero dziesiąta. Wolę nie myśleć, jak będzie grzało w samo południe. – Aniela odgarnęła włosy z czoła. Myśl o parnym miejskim powietrzu sprawiła, że zrobiło jej się słabo.
– Wszystko okej? Jesteś dzisiaj jakaś blada.
– Taki los pracującego studenta. – Aniela wzruszyła ramionami, siląc się na uśmiech.
– Sesja?
Dziewczyna energicznie przytaknęła, aż jej się zakręciło w głowie. Zupełnie jakby była pijana. Ale czego można się spodziewać, kiedy się zarywa kilka nocy z rzędu? Gdyby tylko kierownik dał jej dzisiaj wolne, mogłaby wreszcie porządnie się wyspać.
Ale nie dał.
– Na szczęście rano zdawałam ostatni egzamin – dodała po chwili.
– I jak?
– Kobyła z anatomii. Dużo pisania, mało czasu. Trochę się przedłużyło i teraz mam problem z wyrobieniem normy.
Kobieta spojrzała na gazety przełożone przez usianą drobnymi piegami rękę.
– Dużo tego masz?
– Tutaj pięćdziesiąt sztuk, a w torbie jeszcze czterysta. – Aniela wskazała głową na czerwony wózek, stojący za barierkami na przystanku.
– Daj mi to. – Victoria wyciągnęła wypielęgnowane dłonie.
Dziewczyna się zawahała. Wyglądała, jakby się zastanawiała, czy rzeczywiście pozbycie się gazet w ten sposób to dobry pomysł.
– No już! – ponagliła kobieta. – Rozdam je u siebie w pracy.
Propozycja była kusząca. Tyle że kierownik dał im wyraźne wytyczne, a nieżyczliwi, dybiący na jej stanowisko, tylko czekali, aż powinie jej się noga.
– Obowiązuje zasada „jedna sztuka jednej osobie” – przytoczyła słowa szefa, które wpajał wszystkim jak pacierz.
– Na jakim świecie ty żyjesz? Chcesz być uczciwa, to idź do zakonu, choć i tam Bóg jeden wie, co wyczyniają – mruknęła pod nosem kobieta. – Daj mi te gazety. – Wychyliła się przez okno i zabrała naręcze prasy z rąk dziewczyny.
Aniela otworzyła szeroko niebieskie oczy, które okalały ciemne brwi i czarne, grube rzęsy, co u takich piegusów jak ona było niezwykłą rzadkością.
– No co tak patrzysz? Rozdawaj dalej. – Victoria odgoniła ją ręką z zawadiackim uśmiechem i zamknęła jej szybę przed nosem.
Aniela rozejrzała się dokoła i upewniwszy się, że nikt jej nie obserwuje, ruszyła za przystanek. Wyciągnęła stos gazet, zrolowała jedną z nich, wróciła na swój pas, ominęła przyjazną właścicielkę skody i podeszła do czarnego smoka, z którego wystawała męska ręka.
Zamarła.
Dłoń mężczyzny zdobił tatuaż, ukazujący splot czarnych żmij. Prawdziwe arcydzieło, były jak żywe. Pochyliła się, aby dokładniej je zobaczyć. Cienkie gady wiły się po jasnej skórze… Chociaż nie.
Pociemniało jej w oczach.
– Pana ręka… – wydukała.
Nie mogła uwierzyć własnym oczom. Najwyraźniej nauka do późnej nocy i upał zrobiły swoje: miała omamy!
Spokojnie. To tylko zmęczenie – podpowiedział głos rozsądku.
Po plecach spłynęła jej strużka potu. Nigdy nie uważała się za strachliwą, ale teraz czuła, że zaraz dostanie ataku paniki. Węże wpełzły pod mankiet czarnej koszuli. Tego widoku najwyraźniej jej mózg nie był w stanie przyswoić. Świat zawirował, przed oczami pojawiły się plamki, nogi zrobiły się miękkie w kolanach i Aniela zemdlała.