Skald: Pasterz pieśni
Łukasz Malinowski
Finał Sagi o Ainarze Skaldzie
Awanturniczy cykl historycznej fantasy osadzony w realiach Europy z połowy X wieku
Ainar Skald walczy z zaciętością berserka, obmyśla plany z przenikliwością Mimira, śmieje się przeznaczeniu w twarz, a na grobach wrogów układa pieśni sławiące jego dokonania.
Gorąca Afryka i mroźna Norwegia stają się areną ostatniej przygody skandynawskiego poety. Na dwóch krańcach świata rozegra się krwawa walka o władzę i odkupienie własnych win.
Mijają trzy lata od tragicznych wydarzeń na Krecie. Załamany Ainar wyrzekł się boga, miecza, a nawet własnej mowy i czeka na śmierć w pustynnej wiosce Taghaza. Tymczasem jego najlepszy przyjaciel Ali Czarny Berserk wraca w swoje rodzinne strony i próbuje naprawić błędy z młodości. Na drodze staje mu ghan Wagadou, który włada potężnym afrykańskim imperium. Gdy Ali wpada w tarapaty, Skald raz jeszcze musi znaleźć w sobie siłę do walki. Nie zostało mu dużo czasu, albowiem Północ wzywa strudzonego wędrowca do domu.
Rzuć grosza Skaldowi!
Informacja o książce
Rok I wydania: 2023
Format: 14.0×20.5 cm
Liczba stron: 490
druk: ISBN 978-83-7995-632-6
ebook: ISBN 978-83-7995-633-3
Ceny sugerowane:
książka (oprawa miękka): 59,99 zł
książka (oprawa twarda): 69,99 zł
ebook: 39,99 zł
Fragment
Opowieść pasterza
Noreg, roku Pańskiego 1107
Niewidomy starzec zmierzał ku stromemu brzegowi fiordu, badając drogę grubym kosturem. Zmęczony był życiem, przygarbiony, ale krok miał pewny i prawie nie ślizgał się na mokrej trawie. W końcu laga trafiła w pustkę i mężczyzna zatrzymał się tuż nad przepaścią. Jeszcze krok, a starym zwyczajem Północy roztrzaskałby się na skałach i trafił do Gmaszyska Zarżniętych. Albo i nie, ponieważ jego zdaniem do halli poległych wojowników nie wpuszczali starych głupców, którzy sami sobie odebrali życie. Nie skoczył więc, tylko nabrał głęboko powietrza i wchłonął zapach morza. I już wiedział, że zimowe sztormy dobiegały końca.
Tyle razy wyczekiwał dnia rozpoczęcia sezonu wypraw, że nauczył się bezbłędnie rozpoznawać jego nadejście. Młodzi nie pytali go już jednak o zdanie, bowiem w tych czasach sami wszystko wiedzieli lepiej, a przynajmniej tak im się wydawało. Wczoraj w katedrze w Nidaros odprawiono mszę w intencji obłaskawienia morza. Uczestniczył w niej konung Sigurd razem ze swoimi drużynnikami. Świątynia, której budowę rozpoczęto kilka lat temu, nie miała jeszcze dachu i wciąż daleka była od ukończenia, kiedy więc w połowie uroczystości zaczęło padać, wszystkich porządnie zmoczyło i przekonało modlący się tłum, że niebiosa jeszcze przez kilka dni będą się burzyć. W Nidaros nadal żyli jednak ofiarnicy starych bogów, którzy wciąż wierzyli w dawne sposoby przewidywania pogody, wysłali zatem posłańców do mieszkającej w skalnej grocie seidkony. Starowinka rzuciła wronimi kośćmi, przykryła się bydlęcą skórą, zapadła w drzemkę, wstała i oznajmiła, że w transie odwiedziła trolle władające wiatrem i poprosiła je, aby przestały dmuchać na początku przyszłego tygodnia.
Niewidomy mężczyzna wiedział o tych wszystkich zdarzeniach, mimo iż żadnego z nich nie był świadkiem. Znał za to wywiadowców, którzy o wszystkim mu donosili. Pomyślał, że teraz też pewnie czekają już w jego domu, odwrócił się więc od urwiska i ruszył w drogę powrotną.
Mieszkał na uboczu, nad jeziorkiem, w miejscu tak pięknym, że zapierało dech w piersiach. Na kwiecistej łące stała chata z bali, przy pomoście kołysała się niewielka łódka, a dookoła rozpościerały się lasy. Ślepego widok jednak nie cieszy, co innego zapach. Okolica wolna była od smrodu miast i grodów, co więcej urzekała wonią świerków, którą wciągało się razem z mroźnym powietrzem. Tak oddychało się tylko na Północy. Zazwyczaj panowała tu błoga cisza, chociaż nie teraz. Gdy tylko mężczyzna zbliżył się do swego domu, przywitały go nieznośne krzyki kilkorga dzieciaków.
– Dziadku, dziadku, gdzie byłeś?
– To ty, Ingigerdo? – zapytał, tarmosząc dziewczynce włosy. – Badałem, czy wciąż potrafię odnaleźć drogę do Valhalli.
– Znowu byłeś nad urwiskiem? Mama mówi, że w końcu się poślizgniesz i spadniesz.
– Nad większymi przepaściami się przechadzałem.
– A mój tatko mówi, że to bałwochwalstwo jest – wtrącił chłopięcy głos. – I zabrania mi bawić się w drengów i walkirie.
– Oj, Ulfie, nie słuchaj tego przemądrzałego capa. Prawdziwy dreng zawsze chętnie pobawi się z walkirią.
– Co to znaczy?
– No, że dzielny mężczyzna po równo rozdaje śmierć, jak i życie.
– Ja niedługo zostanę rycerzem jak mój tata. I też wyruszę na pielgrzymkę, by nieść śmierć i pożogę Serklandczykom.
– Tak będzie, Ulfie. W twym rodzie płynie gorąca krew, której nie da się wystudzić wodą święconą.
– A mój tata mówi, że woda ugasi wszystko z wyjątkiem pragnienia prawdziwego mężczyzny – odezwał się kolejny chłopiec.
– Ojciec Magnusa, dla odmiany, to człek mądry. Przynieśliście mi piwa?
– Nie było łatwo je ukraść, ale się udało. Mam dla ciebie cały dzban, dziadku.
– Dobry z ciebie wnuczek. Pozwólcie, że sobie spocznę tu, na mej ławeczce. Gdzie ona?
Starzec wyciągnął lagę, aby zbadać teren, ale nie było to potrzebne, gdyż jedna z dziewczynek wzięła go za rękę i zaprowadziła na miejsce. Ślepiec usiadł, wziął do rąk gliniany dzban i łapczywie opróżnił go do połowy. Potem obtarł rękawem usta i wyciągnął naczynie przed siebie.
– Możecie skosztować. Tylko nie skarżcie rodzicom.
Dzban opuścił ręce starca, ale po chwili do nich wrócił, niewiele lżejszy.
– A teraz powiedzcie mi, co dzieje się w mieście.
– Nic nowego – zaczęła Ingigerda. – Wszyscy wyczekują poprawy pogody, choć po wczorajszej mszy przygotowania do wyprawy trochę zwolniły.
– Mój tata odebrał od kowala nową kolczugę. Wiecie, jak ona lśni?
– Wiemy! – odpowiedział dziecięcy chór. – Już sto razy nam mówiłeś!
– Dziś nasza krowa zachorowała i dała mało mleka.
– A mój stryj złapał taaakiego łososia. – Chłopiec rozłożył ręce tak szeroko, jak tylko zdołał. – Normalnie większego ode mnie!
– A moja mama, która gotuje w halli konunga Sigurda, powiedziała, że strasznie pokłócił się dziś w nocy z bratem. Wykrzyczał nawet, że woli zostać najemnikiem gardskonunga w Miklagardzie, niż współrządzić ojczyzną z własnym bratem. Ale później napili się miodu i wyściskali.
– Co za czasy. – Starzec cmoknął i podrapał się po nosie. – Dawniej było nie do pomyślenia, żeby dwaj konungowie rządzili Noregiem. Już dawno któryś z nich powinien sięgnąć po miecz. Jeden władca jest lepszy dla kraju niż dwóch. Nic to. Dziękuję za te ważne wieści, a teraz już idźcie. Chcę trochę odpocząć w słońcu.
Starzec oparł się o ścianę domu, wyciągnął nogi i siorbnął piwa. Uśmiechnął się nieznacznie, bo nadal słyszał oddechy dzieciaków i potrafił sobie wyobrazić ich zniecierpliwione twarze.
– I co? Nadal tu jesteście. Zmykajcie prędko.
– Dziadku?
– Co znowu?
– Obiecałeś nam wczoraj, że jeśli przyniesiemy ci piwa i garść wieści z miasta, to odwdzięczysz się opowieścią.
– Ale przecież zbliża się wielka wyprawa. Konung Sigurd pielgrzymuje do Jorsaliru, a wraz z nim wyruszają ojcowie oraz stryjowie większości z was. Musicie się pożegnać i pomóc w pakowaniu. A poza tym krowy trzeba wydoić, torfu naciąć, ryby oporządzić, pranie zrobić, nie wspominając o tkaniu czy gotowaniu.
– Wolimy być z tobą.
– Czyżbyście się migali od pracy jak prawdziwi węglożercy?
– Przecie sam mówiłeś, że z opowieści jest wielki pożytek.
– Na pewno dla opowiadacza, bo piwa za darmo napić się może.
– Ale i dla słuchacza, bo kto oddaje się rozrywce, nie myśli o rzeczach podłych. To twoje słowa, dziadku.
– Ha! Kupczycie nie gorzej niż sprzedawcy na serklandzkim targu. Niech więc będzie po waszemu. O czym chcecie posłuchać?
– O przygodach Ainara Skalda!
– Tego łotra i pyszałka? Zły to przykład dla takich maluchów jak wy.
– Ja już jestem prawie duży i mama pozwala mi słuchać sag dla dorosłych!
– Mnie też!
– I mnie!
– Skoro tak, posłuchajcie historii, jak Ainar przechytrzył dwóch jarlów, ukradł im skrzynię ze skarbami i uwiódł piękną Halfridę.
– To już słyszeliśmy.
– To może opowiem, jak Ainar spędził długie tygodnie w iryjskim klasztorze? Wbrew jego woli najęli go tam do wyjaśnienia zagadki tajemniczych zgonów, no i podołał temu oczywiście, a po drodze odnalazł córkę, o której istnieniu wcześniej nie wiedział. Spotkał tam jeszcze Brodira. To dopiero była pamiętliwa bestia, szukająca pomsty za śmierć swojego władcy, jarla Haralda.
– Znamy to.
– To może o wyprawie Ainara na Wschód? Ha! To był kawał przygody. Skald został zalotnikiem i szukał żony dla konunga Tirusa Wielkiego. Udał się po nią do legendarnego królestwa Odainsak. Po drodze spotkał straszliwych hamramirów, którzy narobili mu wiele kłopotów. A i poznał wtedy swojego najlepszego przyjaciela, Alego Czarnego Berserka.
– Też już było.
– Dobra u was pamięć, pewno miodu z ojcowskiego rogu podpijacie, bo on najlepszy jest na umysł. Każdy to wie. W takim razie pora na wyprawę do Miklagardu! Skald popłynął tam, aby złupić złote miasto, a został najemnikiem samego gardskonunga. Potem walczył z kussarami i zdobył złoto Krety! Ale w owym czasie spotkało go też wiele przykrości. Prowadził wojnę z własną córką. Sela… imię pełne goryczy. Wspaniała to była tarczowniczka, a przy tym pieśniarka dorównująca umiejętnościom swemu ojcu. Przeklęte norny tak wyszyły jednak na tkaninach ich życia, że ojcowski miecz spadł na pierworodną i strącił ją w morskie odmęty.
– No właśnie na tym ostatnio skończyłeś! Czy ona naprawdę zginęła?
– Pewnym jest, że to jedno przeklęte rąbnięcie złamało Skalda i na zawsze go zmieniło. Przez trzy lata się nie odzywał, nawet do swego przyjaciela Alego, z którym przez ten czas podróżował. Nazywano go wtedy Skaldem bez języka, albowiem jego narząd mowy stał się niczym kołek, twardy i nieruchomy, jakby wcale go nie było.
– Ale w końcu się przemógł. I co wtedy powiedział?
– Było to brzydkie słowo.
– A dalej? Co było dalej?!
– Strasznie mnie męczycie. A tak chciałem odwlec ten moment, bo trudno mi mówić o tych wydarzeniach… Macie jednak rację, że każda opowieść zasługuje na zakończenie, nawet gdyby miało być ponure i smutne. Wysłuchajcie więc sagi o śmierci Ainara Skalda.