Szare Płaszcze: Rubież - Marcin A. Guzek

Marcin A. Guzek

Urodzony w 1986 r. magister historii, fantasta, bloger, zapalony RPGowiec, długoletni członek Stowarzyszenia Rzeszowski Klub Fantastyki „Nawigator”. Okazjonalnie pisuje na portalu Bestiariusz, do jego dorobku pisarskiego należą opowiadania: 47. Oddział Zwiadu Imperialnego (antologia I żywy stąd nie wyjdzie nikt); Tamta Kobieta (35 numer "Kwartalnika literacko-artystycznego „sZAFA”") i Szatnia ("Creatio Fantastica", nr 3 (45) 2014).

Szare Płaszcze: Rubież – Marcin A. Guzek

Minęło pięć lat od upadku Komandorii 54. Pogranicze pogrąża się w narastającym chaosie. Zakon wysyła na Rubież zaprawionych w bojach weteranów pod wodzą Nathaniela Eversona z nadzieją, że uda się im powstrzymać wrogów Imperium.

W pobliskim grodzie zostaje zamordowana Szara Strażniczka. Tropy prowadzą do organizacji czarnoksiężników przemycających przez granicę magiczne artefakty. Na całym pograniczu wiedźmy uprowadzają dzieci i składają je w ofierze w tajemniczym rytuale. Sklaviańscy wodzowie, podjudzani przez plemiennych szamanów, planują kolejne rajdy na pogranicze. Ktoś próbuje przyzwać potężnego demona Anathumm, boga wojny i zniszczenia z Dalekiego Wschodu.

Jakby tego wszystkiego było mało, Szare Płaszcze muszą wyruszyć do Orłowa, miasta nawiedzanego przez Bestię i skrywającego tajemnicę Plagi, która niemal doprowadziła Imperium do upadku. Tutaj w ruinach komandorii ukryty jest potężny artefakt, mogący ocalić całe pogranicze.

Książę, Mnich, Śmieszek, Wariatka i Wielkolud ponownie stają w obronie mieszkańców Rubieży.

Czy Rubież skazana jest na zagładę?

Informacje o książce

Szare Płaszcze: Rubież

Rok I wydania: 2019
Format: 12,5×19,5 cm
Liczba stron: 340

książka ISBN 978-83-7995-298-4
epub ISBN 978-83-7995-299-1
mobi ISBN 978-83-7995-300-4
audiobook online:
978-83-7995-396-7

Ceny sugerowane:
książka: 39,99 zł
ePub: 29,99 zł
mobi: 29,99 zł
audiobook online: 39,99 zł

Fragment

Szare Płaszcze: Rubież

Rozdział I

Wielka biała sowa o czarnych oczach przysiadła na drzewie i zahukała głośno. Z chaty poniżej dobiegły nienaturalne jęki. Strzegący jej mężczyźni odruchowo cofnęli się o kilka kroków. Nawet w słabym świetle księżyca dało się dostrzec przerażenie na ich twarzach.

Magnus stwierdził, że nie ma już na co czekać, zeskoczył z punktu obserwacyjnego na drzewie i ruszył w kierunku strażników. Było ich pięciu, w różnym wieku, uzbrojonych w pałki i noże. Przejęci hałasami dochodzącymi z budynku, nawet nie zauważyli Szarego Strażnika, dopóki nie znalazł się tuż przy nich. Walka była krótka, Magnus nawet nie dobył miecza. Powalił pierwszego przeciwnika ciosem w tył głowy, dopadł drugiego i rąbnął go łokciem w twarz. Wywołało to satysfakcjonujące chrupnięcie łamanego nosa. W tym momencie trzeci z rębaczy rzucił się do ucieczki. Kolejni dwaj wpadli w panikę. Jeden próbował jeszcze zamachnąć się na napastnika pałką, ale zabrakło mu zdecydowania i szybkości. Magnus wyrwał mu broń i zdzielił nią zakapiora po twarzy. Przez kilka sekund mierzył się wzrokiem z ostatnim strażnikiem, ale ten nie wytrzymał długo. Wysoki, potężnie zbudowany agresor pojawiający się znikąd w środku nocy w połączeniu z dziwacznymi odgłosami przeszywającymi powietrze. To było za dużo dla młodziaka. Odrzucił nóż i uciekł ile sił w nogach.

„Teraz czas na prawdziwą robotę” – pomyślał Szary Płaszcz. Odrzucił prymitywną pałkę i dobył miecza. Następnie zmówił krótką modlitwę do Deusa i kopniakiem wyważył stare, spróchniałe drzwi. Wnętrze chałupy wyglądało dokładnie tak, jak można się było spodziewać po siedzibie leśnej wiedźmy – obleśne, cuchnące, wypełnione dziwnymi ziołami i szkieletami małych zwierząt. Na środku izby znajdowało się palenisko, a na nim kociołek z bulgoczącą zawartością. Sama czarownica tańczyła dookoła ognia, nucąc prastarą inkantację. Zatrzymała się na widok intruza. Magnus zauważył, że była zaskakująco młoda i atrakcyjna w porównaniu ze swoimi koleżankami po fachu. Z drugiej strony, mogła to być tylko iluzja. Te potwory lubowały się w takich sztuczkach.

– Czekałam na ciebie – oświadczyła kobieta. Choć użyła oklepanej formułki, na jej twarzy dało się dostrzec zaskoczenie.

– Pewnie, zawsze na mnie czekacie – odpowiedział znudzonym tonem Szary Strażnik, zdając sobie sprawę, że nienaturalne jęki ustały. – A ja zawsze przychodzę. Chyba przerwałem twój rytuał.

– To nic, teraz, kiedy tu jesteś, mam lepszy łup niż ten marny rytuał. – Wiedźma powoli odzyskiwała pewność siebie. Poprawiła na sobie połataną czarną suknię i ukradkiem sięgnęła po przedmiot leżący na pobliskim stole.

– Więc wiesz, kim jestem. – Magnus kontynuował rozmowę, udając, że niczego nie zauważył.

– Oczywiście. – Czarownica zaśmiała się równie dramatycznie, co sztucznie. – Słynny Szary Strażnik Magnus, bohater tak wielu ballad, Łowca Czarownic, Pogromca Wiedźm, Obrońca Rubieży…

– Tego ostatniego jeszcze nie słyszałem. Chyba zbyt patetyczne jak na mój gust – przerwał jej. Ta gra zaczynała go nudzić.

– Ale to nie jest jedna z ballad, tak chętnie wyśpiewywanych przez waszych bardów. – Zignorowała go.

„Jednego barda” – pomyślał Magnus. Kobieta ewidentnie przygotowała sobie całą tyradę.

– Twoja chwała wyrosła na kościach kobiet podobnych do mnie. Ale teraz stałeś się zbyt sławny, dla swojego dobra. Naprawdę sądziłeś, że uda ci się pozostać niezauważonym? Samotny Szary Płaszcz, do tego ktoś tak wysoki i postawny jak ty. Moi słudzy donieśli mi o twojej obecności, na długo zanim tu dotarłeś. I teraz zapłacisz za wszystkie siostry, które zamordowałeś! Za każdą z twoich zbrodni! – Wiedźma szybkim ruchem podniosła zabraną ze stołu słomianą laleczkę i wbiła w nią dużą igłę.

Magnus nie poruszył się, po prostu stał tam i obojętnie obserwował, jak uśmiech triumfu powoli znika z twarzy czarownicy. Ruszył do przodu, dopiero kiedy dostrzegł w jej oczach panikę.

– Zwracam na siebie uwagę tylko wtedy, kiedy chcę – wyjaśnił, z pewnym rozbawieniem patrząc, jak igła raz po raz kłuje głowę laleczki. – A ty powinnaś lepiej dobierać współpracowników. Ten, którego wysłałaś po moją krew, był nie tylko nieudolny, lecz także wyjątkowo tchórzliwy. Odbyliśmy poważną rozmowę i zgodził się, że lepiej dać ci krew świni. Świnia była zresztą naprawdę smaczna. – Magnus wbił miecz w ramię wiedźmy, przygważdżając ją do ściany chałupy. – To po to, żebyś nie próbowała uciekać – stwierdził, ignorując rozpaczliwe krzyki bólu. – A teraz porozmawiamy po mojemu. Zacznijmy od czegoś prostego. Kim jest Antum? Ej, słyszysz mnie? Skup się.

Czarownica szamotała się przez chwilę, ale ból i strach wreszcie wzięły górę.

– Nic ci nie powiem – odpowiedziała łamiącym się głosem.

– Powiesz wszystko. – Rozejrzał się po chacie. – Problem z wami, wiedźmami, jest taki, że uwielbiacie trzymać się swoich starych metod. Czasami mam wrażenie, że żadna z was nie wpadła na nic nowego od stuleci. – Przeszedł wzdłuż ściany, szukając wśród zdobiących ją symboli właściwej runy. Kiedy znalazł znak, zaczął tupać w klepisko. Szybko trafił na małą skrytkę w podłodze, a w środku listy.

– I tak nie zdołasz tego odczytać – spróbowała jeszcze wiedźma.

– Ponieważ użyłaś jednego z waszych tajnych, magicznych języków? – Pozwolił, by w jego głosie zabrzmiała kpina. – Zginiesz tu, to jest już pewne. Pytanie brzmi, jak zginiesz. – Powoli wydobył sztylet i zaczął go ogrzewać nad paleniskiem. – Możesz odejść szybko, z godnością, albo bardzo powoli, błagając o koniec mnie i wszystkich bogów, o jakich kiedykolwiek słyszałaś. Wybór należy do ciebie. Zastanów się, bo to ostatnia decyzja w twoim plugawym życiu. Zabiłem wiele podobnych tobie bestii, więc wiem, jak to się skończy. Wiem, co widać, kiedy już zedrę z was tę maskę buty i mistycyzmu.

– Nie zdołasz zabić nas wszystkich! – krzyknęła w desperacji.

– Pewnie nie, ale dziś co najmniej jedną więcej. A teraz, po pierwsze, co wiesz o Antum, a po drugie… – Szary Strażnik kopnął kociołek, cuchnąca ciecz rozlała się po podłodze, dłonie, oczy i język dopłynęły aż do stóp czarownicy. – …gdzie ukryłaś resztę dzieci?

*

Magnus po raz kolejny zapewnił dziękujących mu chłopów, że tylko wykonywał swoje obowiązki. Zawsze czuł się nieswojo w podobnych sytuacjach. Otoczony tłumem wdzięcznych ludzi, którzy uparcie nazywali go bohaterem i proponowali mu jedzenie, drobne monety i inne przedmioty, które dla nich były skarbami.

– Pogromca Wiedźm! – krzyknął ktoś.

Inna osoba zaczęła nucić jedną z głupich ballad Edwina. Kilka dziewek spoglądało na żołnierza zalotnie. Magnus zignorował to wszystko. Jeszcze raz powtórzył formułkę o wykonywaniu swoich obowiązków, wsiadł na konia i ruszył w swoją stronę. Noc była jasna, a do najbliższej komandorii daleka droga.

Yorin czekał na niego w umówionym miejscu, na rozdrożach. Mężczyzna siedział na przewróconym pomniku, będącym częścią jakiegoś starego, zrujnowanego pałacu.

– Dopadłeś ją? – spytał strachliwie.

– Dopadłem.

– Czyli to z krwią zadziałało?

– Jak w planie.

– I ona… tego, nie zdążyła rzucić na mnie żadnej klątwy czy coś… prawda?

– Nie.

– I świetnie. – Mężczyźnie wyraźnie ulżyło. – Dobrze jej tak. Cholerna wiedźma. I nawet ruchanko z nią było kiepskie, tylko leżała jak kłoda i czekała. A ponoć czarownice to…

Magnus sprawnym ruchem obalił mężczyznę na ziemię i przystawił mu nóż do gardła.

– Wysłała cię po moją krew. Co jeszcze dla niej robiłeś?

– Co? Nic, ja… ja tylko załatwiałem różne rzeczy. Przynosiłem…

– Dzieci?

– Co?… Nie, ja nie miałem z tym nic…

– Piątka dzieci porwana w jedną noc. Sama tego nie zrobiła.

– Miała osiłków. Tych, co bronili jej chaty.

– I tylko ich?

– Ja nic… Przyrzekam.

– Gówno prawda. Wiesz, że zdążyłem uratować tylko czwórkę? Jedno poćwiartowała i ugotowała. Warto było, za trochę kiepskiego ruchanka?

– Słuchaj, ja nic nie wiem o dzieciach. Przysięgam. – Mężczyzna płakał.

W powietrzu dało się czuć odór moczu.

– Ja tylko przynosiłem różne rzeczy. Ale nikogo nie skrzywdziłem. Co miałem zrobić? Wiedźmy są straszne.

– Tak, są. A ja zawodowo je zabijam. Więc kto jest straszniejszy?

– Ty! Ty!

– Zapamiętaj to. – Magnus puścił Yorina i wrócił do swojego konia. – Dzisiaj ci się upiecze. Ale jeśli jeszcze kiedyś usłyszę twoje imię w jednym zdaniu ze słowem wiedźma, to utopię cię w twojej własnej krwi – powiedział spokojnie i ruszył w swoją stronę.

Kiedy mijał dogasające resztki chaty wiedźmy, dostrzegł na gałęzi wielką białą sowę z czarnymi oczami. Ewidentnie mu się przyglądała, ale zignorował to. Musiał jak najszybciej dostarczyć Luciusowi listy do odczytania i zdać raport Nathanielowi. Do Rubieży znów zbliżała się wojna, ale tym razem podążało z nią coś nawet gorszego. I znacznie bardziej mrocznego.

Gdzie kupić?
Kupując w MadBooks wspierasz Autora i Wydawnictwo

Kupując w MadBooks wspierasz Autora i Wydawnictwo

Kupując w MadBooks otrzymasz książkę i ebooka w cenie książki!

Seria Szare Płaszcze

Szare Płaszcze: Rubież - Marcin A. Guzek
Rubież - Marcin A. Guzek