MARTA KRAJEWSKA
Urodzona w 1982 r. Uhonorowana nagrodą im. Macieja Parowskiego, trzykrotnie nominowana do Zajdli, nominowana do IBBY. Autorka powieści dla dorosłych i dzieci oraz seriali storytel original. Pierwszy tom cyklu Vendy, „Idź i czekaj mrozów”, doczekał się wydania w USA, Nowej Zelandii i Rosji.
Z wykształcenia rosjoznawczyni, ciałem mieszka w podkrakowskiej wsi, sercem w Wilczej Dolinie. Poza pisaniem prowadzi warsztaty o życiu codziennym wczesnych Słowian. Nie wyobraża sobie dnia bez kawy oraz mieszkania w mieście. Kocha rodzinę, owce, ukulele oraz podróże po Polsce.
Zaszyj oczy wilkom – Marta Krajewska
Podczas każdej pełni księżyca mieszkańcy Wilczej Doliny ryglują drzwi w chatach i siedzą w ciszy, nasłuchując z niepokojem wycia wilkołaka. Pochłonięta własnymi kłopotami Venda nie potrafi w pełni poświęcić się obowiązkom Opiekunki. Nikt nie wie, jak wygórowaną cenę zapłaciła dziewczyna za pomoc otrzymaną od Pana Lasu i jak długo jeszcze będzie jego dłużniczką.
Atra, niepomna ostrzeżeń, pragnie nie tylko odzyskać to, co utraciła, ale również zemścić się. W trakcie swoich poszukiwań odkrywa, że być może ostatni z wilkarów będzie w stanie jej pomóc. Czy jednak jej starania nie doprowadzą do jeszcze większych nieszczęść? Więź łącząca Vendę i DaWerna nie może zostać zerwana bez straszliwych konsekwencji.
W świętym gaju bogowie milczą, a Venda czuje się opuszczona i bezsilna.
Nad Wilczą Doliną zapada zmrok…
POWRÓĆ DO WILCZEJ DOLINY!
Informacja o książce
Seria: Wilcza dolina, tom 2
Rok I wydania: 2017
Format: 12.5×19.5 cm
Okładka miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 520
książka: ISBN 978-83-7995-108-6
epub: ISBN 978-83-7995-109-3
mobi:ISBN 978-83-7995-110-9
audiobook: ISBN 978-83-7995-121-5
Ceny sugerowane:
książka: 39,99 zł
ebook: 24.99 zł
audiobook: 34,99 zł
Fragment
Rozdział 1
Wilcze święta
W tamten pierwszy po powrocie DaWerna poranek opiekunka i wilkar obudzili się w ciepłym posłaniu, wtuleni w siebie rozkosznie.
Świeży śnieg spowijał dolinę w Górach Północy, iskrząc się w promieniach słońca, którego tarcza wytaczała się wolno zza szczytów. Zalewała pomarańczowym blaskiem skute lodem brzegi jeziora, zasypanie uliczki i przytłoczone czapami śniegu chaty. Na tle wszechobecnej bieli domostwa tuliły się do siebie niczym stadko puchatych owiec, po brzuch brodzących w zaspach. Gdyby nie ulatujący przez dziury w strzechach dym, można by pomyśleć, że wioska zamarzła, zapadła w zimowy sen. Jednak wewnątrz chat życie roztętniło się na długo przed późnym, zimowym świtem.
Przygotowania do Szczodrych Godów trwały od kilku dni, ale teraz naprawdę ruszyły z kopyta, bo nie było już czasu, żeby odłożyć niechcianą robotę na jutro. Jeśli przez kolejnych kilka dzionków chciało się wypoczywać do góry brzuchem, trzeba było najpierw solidnie popracować. Gospodynie szykowały smakowitości na wieczorną ucztę, mężczyźni pomagali dzieciarni przyozdabiać chaty, przy okazji pozwalając sobie na żarty, uszczypliwości i śmiech. W kąt izby wstawiali pierwszy ścięty tego roku na polu snopek zboża. Na wiosnę z ziaren tego właśnie snopka zaczną siew, oddając matce Mokoszy co jej należne i domykając wieczny krąg życia.
U powały podwieszano świerkowe podłaźniczki oraz pająki, powiązane zmyślnie ze słomek i suszonych kwiatów. Ściany przyozdobiono zrobionymi w podobny sposób łańcuchami. Na co dzień odymione, ciemne wnętrza chat wypełniły się teraz ozdobami, kolorami i odświętnym nastrojem.
Jak to zwykle bywa, w niejednym domostwie natłok pracy skończył się wzajemnym warczeniem na siebie, a nawet kłótnią, ale to wszystko odchodziło w niepamięć tak szybko, jak się pojawiało. Powiadano, że jakie Szczodre Gody, taki cały rok, a kto by tam chciał do przyszłej zimy burczeć na męża, ganić dzieciaki i złorzeczyć na pałętającego się pod nogami kota?
Venda miała już gotowe ofiarne kołacze i mieszanki ziół, zadbała też o wilcze skóry do wieczornego obrzędu. Bardzo lubiła Szczodre Gody, jednak tego roku nie czuła spokoju, jakim zawsze ją napawały. Zamyślona wieszała nad oknem słomianego pająka.
Wilkar obserwował dziewczynę w milczeniu, skubiąc stojący w kącie snopek.
– Przestań się martwić. – Nie wytrzymał w końcu. – Ciągle myślisz o tym, co się stało rano?
Venda ostrożnie zeszła ze stolika, na który musiała się wspiąć, by zawiesić ozdobę.
– Rano? A, nie. Tak sobie myślę o godach i smutno mi się zrobiło.
– Myślałem, że to wesołe święta.
– Tak, zawsze takie były. Ale jak sobie pomyślę, co robiłam w poprzednie Szczodre Gody, to jakoś trudno mi się śmiać. Obrzędom przewodził opiekun i wydawało mi się, że będzie tak zawsze. Imir też żył, razem przystrajaliśmy gospodę na wieczorną ucztę. Miałam pusto w głowie, a wydawało mi się, że mam ciężkie życie, rozumiesz? Wern, możesz przestać niszczyć moje ziarno?
Spojrzała znacząco na jego dłonie międlące kłos. Uśmiechnął się rozbrajająco, otrzepał ręce nad snopkiem, jakby to miało sprawić, że ziarno na powrót przywrze do kłosów, i odruchowo odsunął się o krok.
– Kępa zboża w kącie chaty – mruknął. – Wy to macie zwyczaje.
– To jest ważne. Ziarno łączy jeden rok z drugim, świadczy o ciągłości świata! Mokosz czuwa, żebyśmy dostawali od ziemi plon, na jaki zasługujemy, a my w zamian szanujemy ją i czcimy.
– My tam nic nie sialiśmy i jakoś żyliśmy – bąknął.
Nie była w nastroju na dłuższe tłumaczenia. Nie rozumiał zbyt wielu rzeczy, a jej nie chciało się tłumaczyć zależności między bogami a ludźmi.
– Dobrze, ale chyba też okazywaliście szacunek bogom, prawda? – zapytała tylko od niechcenia. – Uszanuj, proszę, że ja oddaję cześć moim. Od tego tu jestem.
DaWern zbliżył się powoli i przytulił ją mocno.
– Musisz być w bardzo złym nastroju, skoro nawet nie chce ci się gderać – mruknął w jej włosy.
Odetchnęła ciężko.
– W czasie Dziadów było mi trudno, ale byłam tak skupiona na znalezieniu sposobu, żebyś wrócił, że miałam czym zająć myśli. Teraz czuję tak wielką stratę. W święta bardziej niż zwykle brakuje tych, którzy nigdy nie wrócą. Nie wiem nawet, gdzie są! Opiekun przyjął naszych bogów, ale leży na Cmentarzu Wyklętych, więc nie wiem, dokąd poszedł jego duch. A Imir? Zabrali go wodni bogowie. Nie mam pojęcia, czy kiedykolwiek ich spotkam, nawet jeśli sama trafię do Nawii.
Mężczyzna nie wypuszczał jej z objęć. Milczał, słuchając i poważniejąc z każdym zdaniem. Kiedyś tęsknił równie mocno, całymi miesiącami i latami, nie tylko za utraconą rodziną, ale za całą rasą. W przeciwieństwie do zielarki wiedział doskonale, gdzie są jego pobratymcy. Jeszcze niedawno był tam z nimi, choć z tego miejsca zapamiętał jedynie chłód i wyrywające serce z piersi pragnienie powrotu.
– Posłuchaj mnie – westchnął, gdy Venda zamilkła na dłuższą chwilę. – Nie wszystko w tym roku było złe. Jesteś teraz silniejsza, mądrzejsza, rozsądniejsza, zrobiłaś dużo dobrego i twoi bliscy, gdziekolwiek są, byliby z ciebie bardzo dumni. Ale nie sądzę, żeby podobało im się takie biadolenie i chlipanie po kątach, więc zbieraj się do kupy, bo masz te jakieś tam Gody do odprawienia i, zdaje się, wilki do przegonienia, czy tak?
Venda pociągnęła nosem.
– Nie chlipię po kątach – burknęła.
– Racja, bo w kącie stoi ten snopek.
Zaśmiali się krótko, choć żart nie był może najlepszy. Powoli rozluźnili uścisk i dziewczyna poprawiła rozczochrane włosy.
– Poza tym – dorzucił jeszcze wilkar – dzięki temu wszystkiemu, co się wydarzyło tego roku, masz teraz mnie.
Wiedziała, że miał rację. Ich związek nie miałby szans zaistnieć bez wszystkich tych złych rzeczy, a i użalanie się nad sobą nie pomagało. Była opiekunką i najsłuszniejszym, co mogła zrobić, było wypełnianie swoich obowiązków i czczenie pamięci tych, którzy odeszli.
Wrócili do sprzątania i zdobienia izby. Nim się spostrzegli, nadeszła pora, gdy Venda musiała zejść do wsi i rozpocząć obrzędy.
– Mam nadzieję, że przyjdzie taki dzień, kiedy będziemy razem wychodzić do ludzi – powiedziała, narzucając ciepły czerwony płaszcz.
DaWern ściągnął koszulę przez głowę, szykując się do przemiany.
– Może – odparł wymijająco. – Na razie idź do swoich. Ja muszę pójść w las, oddać cześć swoim bogom.
– Powiesz mi kiedyś, co robisz?
Uśmiechnął się i pocałował ją w czoło na pożegnanie.
– Może – powtórzył. – Może kiedyś to ty pójdziesz ze mną. Na razie jestem ostatni, więc służę Wielkiemu Wilkowi i jako wyznawca, i jako kapłan. Mam obowiązki, tak jak ty.
Venda nic nie odpowiedziała. Nie mogła powstrzymać myśli, że jeśli DaWern zacząłby czcić jej bogów, Pan Lasu musiałby w końcu odejść tam, dokąd odchodzą umierający bogowie. Każdy z nich żyje tylko dotąd, dokąd trwa o nim pamięć.
„Nikt, tak jak Marta Krajewska, nie potrafi przedstawiać słowiańskiej fantasy poprzez lokalność z jej barwnymi obrzędami i rytuałami. „Zaszyj oczy wilkom” nie jest kolejną epicką opowieścią o zbiorowisku herosów albo jeszcze jedną wariacją na temat „Gry o Tron”. To oryginalna, swojska a przy tym tajemnicza fantasy.”
Paweł Majka, autor „Pokoju światów” i „Wojen Przestrzeni”, dwukrotny zdobywca Literackiej Nagrody im. Żuławskiego
„Pierwszy tom Wilczej Doliny pochłonęłam ekspresowo. Wzbudził moc oczekiwań, a „Zaszyj oczy wilkom” ich nie zawiodło.”
Anna Hrycyszyn, autorka „Zatopić Niezatapialną”