Spalić wiedźmę, fragment
Magdalena Kubasiewicz
Data premiery: jesień 2015
Twardowski był najsłynniejszym, najpotężniejszym i, zdaniem Sary, najgłupszym spośród polskich magów. Po pierwsze, zaprzedał duszę demonowi w zamian za moc. Po drugie, sprowadził z zaświatów Barbarę Radziwiłłównę, co wywołało daleko idące konsekwencje, nie wspominając już o problemach wynikających z faktu, że powrót zmarłej małżonki uczynił z ówczesnego króla bigamistę. Po trzecie wreszcie, stworzył Księżycowe Zwierciadło i przelał w nie całą swą magię.
A lustrom nie należy ufać.
Wspaniałe zwierciadło, w srebrzonej, bogato zdobionej ramie, z wyrytymi nań łacińskimi inskrypcjami, umieszczono w jednym z krakowskich muzeów. Stale przyciągało tłumy turystów i setki wycieczek, spragnionych oglądania w tafli fascynujących obrazów. Mało kto wiedział jednak, że to tylko kopia, wykonana w XVIII wieku. Prawdziwe Księżycowe Zwierciadło było zbyt potężne i niebezpieczne, aby mogło być wystawiane na widok publiczny. Jego tajemnicę znało zaledwie parę osób, a Sara miała szczęście (czy też raczej nieszczęście) być jedną z nich.
Tuż po wyjściu z archiwum upewniła się, że artefakt jest na swoim miejscu. Z samego rana znów powędrowała przez miasto ku kryjówce, trzymając pod pachą grubą księgę odziedziczoną po Kalinie, i zabrała się do rozstawiania prostych, ale sprytnych pułapek. W niektóre z nich w przeszłości kilkakrotnie wpadła sama, (nieodmienne wprawiając tym Czerwoną Iskrę w doskonały humor) toteż nie miała wątpliwości co do ich skuteczności. Tylko czy naprawdę mogły powstrzymać kogoś, kto zdołał przedrzeć się przez bariery chroniące Wawel?
Co mam, do cholery, zrobić?, zastanawiała się Sara, zamieniając podłogę w jedną, wielką pułapkę. Posłać to głupie lustro na, nomen omen, Księżyc?
Rzuciła niechętne spojrzenie Księżycowemu Zwierciadłu. Wykonano je z dziwnej, białej substancji, prawdopodobnie elektrum, stopu złota i srebra, i wprawiono w proste, czarne ramy. Na oryginale nie było inskrypcji, które umieszczono na kopii. Wisiało na ścianie i udawało zupełnie zwyczajne lustro… Żadna siła nie zdołałaby przekonać Sary, że lustro nie może niczego udawać.
To udawało z całą pewnością.
Może powinna po prostu je rozbić. Niewielka strata i nie dostałoby się w niepowołane ręce. Niewykluczone też, że Księżyc nie był takim złym pomysłem, skoro to ponoć tam powędrował jego stwórca. Tylko ile energii potrzeba do stworzenia takiego portalu? Zbyt wiele. Zamiast tego zabrała się do tworzenia portalu, który umożliwi jej natychmiastowe przeniesienie się z zamku do kryjówki, jeśli któraś z pułapek zadziała. Już tak niewielkie zagięcie przestrzeni niemalże przerastało siły Sary. Portale pozostawały domeną magów.
Pracowała niestrudzenie przed dobre trzy godziny, nim wreszcie osunęła się na podłogę tuż przy ścianie, zbyt wyczerpana, aby od razu wracać na Wawel. Nie znała żadnego magicznego, który byłby zdolny przejść przez stare, starannie utkane osłony, pokonać jej własną magię oraz przebyć wszystkie świeżo rozstawione pułapki. Wciąż jednak prześladowało ją mdlące, nieprzyjemne uczucie niepokoju. Bo ile osób zdołałoby wedrzeć się do kaplicy w podziemiach Wawelu? Cały czas powracało też ostrzeżenie Krystiana i jego słowa dotyczące Vegi, jednej z niewielu wieszczek zasługującej na uznanie.
Tak wiele mocy. Tylko po co?
Sara przymknęła oczy. Ktokolwiek stworzył czakram, nie zrobił tego po to, by służył złym celom. A nóż? Jego aura była mroczna, lecz niełatwo nagiąć duszę do swej woli. Za to Lustro Twardowskiego… O tak, było całym morzem możliwości. Ale korzystanie z jego pomocy wiązało się z ryzykiem. Od czasów Twardowskiego tylko dwie osoby zdołały je wykorzystać i nie straciły w najbliższych miesiącach mocy, zdrowia psychicznego lub życia. Wciąż przyciągało jednak do siebie kolejnych magów. Nie bez powodów Kalina przeniosła je do podziemi.
Lustrom nie należy ufać.
Nie kusi cię? Nie przyciąga niczym ogień ćmy, Saro?
Zmrużone, zielonkawe oczy, błysk słońca w rudych włosach. Nie kusi cię to, Saro? Żadnych sekretów. Żadnych granic. Każda odpowiedź na wyciągnięcie ręki. I moc, tyle mocy.
– Nie – wyszeptała czarownica, kręcąc głową. Wstała, chwiejnie ruszyła ku wyjściu, potykając się. To wspomnienie, słowa Kaliny, nie przyszły do niej bez powodu. Była osłabiona i subtelna magia lustra próbowała to wykorzystać wabiąc kobietę.
Sara na ślepo sięgnęła klamki, ledwo jednak dotknęła drzwi, poczuła, jak przechodzi ją zimny dreszcz. Osłony zadrżały, dotknięte obcą mocą. Czarownica znów opadła na podłogę, ogarnięta nagłymi mdłościami. Miała rację. Ktoś przyszedł po lustro, ktoś dostatecznie sprytny, by odnaleźć tę kryjówkę, ktoś dostatecznie silny, by walczyć z ochronnymi zaklęciami. Nie oczekiwała jednak, że uda mu się to tak szybko. Zwłaszcza nie teraz, kiedy straciła tyle energii.
Portal, z którego mogła skorzystać tylko ona, czekał. Gdyby przez niego przeszła, trafiłaby natychmiast do zamku… a ten, który zdobył nóż i czakram, dołączy do swojej kolekcji lustro. Czary wiązały je z tym miejscem i dopóki działały, nie dało się go ruszyć.
Wybieraj, Saro.
Podciągnęła kolana pod brodę i przymknęła oczy. Pierwsza linia obrony właśnie padała. Czarownica wzdrygnęła się, bo łamaniu zaklęć towarzyszyły nieprzyjemne wibracje. Ktokolwiek, cokolwiek tam było, miało wiele sił, a ona była wyzuta z energii. Uciekać? Może jeśli ten ktoś dostanie Księżycowe Zwierciadło, wkrótce padnie sam z siebie, dotknięty klątwą?
– Cholera, jestem czarownicą – mruknęła Sara ze złością. – Ja nie uciekam. To inni mają uciekać przede mną.